Jedni stawiają na górala z Gilowic, który od kilkunastu miesięcy mieszka w New Jersey, drudzy na Meksykanina z amerykańskim paszportem, który marzy o tytule mistrza świata w wadze ciężkiej.
Kalifornijskie Ontario leży niespełna godzinę drogi od Los Angeles. Tam właśnie, na terenie Cristobala Arreoli (28 wygranych, 25 przed czasem i tylko jedna porażka z Witalijem Kliczką), walczył będzie Adamek w niedzielę nad ranem czasu polskiego.
29-letni rywal jest od Polaka sporo cięższy, nieco wyższy i bardzo zdeterminowany, by wygrać. Kolejna porażka usunie go w cień i nie pozwoli zarobić milionów dolarów, które chłopakowi urodzonemu w dzielnicy nędzy śnią się po nocach. Za walkę z Witalijem Kliczko dostał kilkaset tysięcy, kupił nowy dom w eleganckiej dzielnicy i potężnego dodge’a challengera. – Ale to wciąż ten sam Chris, nic się nie zmienił – mówi Willie Schunke, w którego sali Arreola miał obóz treningowy.
Tomasz Adamek (40 wygranych, 27 przed czasem i jedna przegrana z Chadem Dawsonem) przygotowywał się w Houston pod okiem nowych trenerów – Rogera Bloodwortha i Ronnie Shieldsa. Andrzeja Gmitruka, który prowadził go do poprzednich zwycięstw, nie będzie w narożniku. – Mam problemy zdrowotne, nie mogę latać samolotem – tłumaczył polski trener, ale przyczyny rozstania są głębsze i nie ma co ukrywać, że także finansowe.
– Do walki z Arreolą jestem przygotowany w 100 procentach. Nikt mnie nie zmieniał na siłę, to bez sensu. Poprawiłem defensywę, popracowałem nad szybkością i wytrzymałością. To będą moje atuty – powiedział w rozmowie z „Rz” Adamek.