Widzew, który w pierwszej połowie meczu z Zawiszą grał fatalnie i przegrywał 0:1, ostatecznie zwyciężył 2:1. To było starcie jednych z najsłabszych drużyn w ekstraklasie.
Pogoń zaczęła rozgrywki od niespodziewanego zwycięstwa w Lubinie 2:0. No więc kibice Pogoni przyszli w sobotę na stadion w Szczecinie pełni nadziei, że ich drużyna pokona wreszcie Legię pierwszy raz od piętnastu lat. Nastrój był serdeczny, bo mało kto w ekstraklasie lubi się tak, jak kibice Pogoni i Legii. Efekt tej przyjaźni był tylko taki, że kiedy Legia strzeliła trzecią bramkę, kibice z Warszawy zaczęli przyśpiewki „Pogoń, nic się nie stało”, „Jesteśmy z wami”.
Przynajmniej w górze tabeli jest na razie tak, jak się spodziewano.
Legia odniosła drugie zwycięstwo, wbiła przeciwnikom osiem bramek, a straciła zaledwie jedną. Gdyby Władimir Dwaliszwili był skuteczniejszy, zwycięstwo mistrzów Polski byłoby w Szczecinie jeszcze wyższe. Od wielu miesięcy w Polsce pierwsza jest Legia, za nią długo nic, a potem Lech. Pozostali to na razie szarość. Mam słabość do Piasta, który w poprzednim sezonie osiągnął najwięcej w stosunku do budżetu, a nowy rozpoczął od zwycięstwa nad Cracovią po walce do ostatniej minuty. Ale kiedy po odpadnięciu z pucharów (Piasta wyeliminował Karabach Agdam) trener Marcin Brosz powiedział: „Nie przynieśliśmy wstydu”, a kapitan drużyny Tomasz Podgórski mu wtórował, pomyślałem sobie, że panowie mają mniejsze ambicje niż przypuszczałem.
A Legia, oceniana na podstawie meczów z polskimi przeciwnikami, może mieć problem już w najbliższą środę.