– Musimy się pilnować, bo w oceanie pozostały rekiny, które czekają na nasze potknięcie – mówi przed poniedziałkowym losowaniem par 1/8 finału LM trener Chelsea Jose Mourinho.
Z grup wyszli sami faworyci, nie licząc Liverpoolu. Broniący trofeum Real nie stracił nawet punktu, bawarska maszyna Pepa Guardioli zacięła się tylko raz, Arsenal w fazie pucharowej jest 15. sezon z rzędu, Barcelona od ośmiu lat nie schodzi poniżej pierwszego miejsca w grupie. Tak jak przed rokiem awansowały tylko trzy zespoły spoza lig wielkiej piątki (FC Porto, FC Basel, Szachtar Donieck), każdy z nich zna już jednak smak rywalizacji w rundzie pucharowej. Ale jeśli ktoś powie, że w jesienne wieczory z Ligą Mistrzów się nudził, to znaczy, że nie kocha futbolu.
Wystarczy przypomnieć 21 października, gdy padło aż 40 bramek – najwięcej, od kiedy jednego dnia rozgrywanych jest osiem meczów. Ten sezon stoi zresztą pod znakiem śrubowania rekordów.
Francesco Totti został najstarszym strzelcem (38 lat i 59 dni), Brazylijczyk Luiz Adriano z Szachtara wyrównał osiągnięcie Leo Messiego, zdobywając w jednym spotkaniu pięć goli (7:0 w Borysowie, w sumie ma dziewięć trafień i jest liderem klasyfikacji strzelców), ale to wszystko zeszło w cień wobec pogoni Messiego i Cristiano Ronaldo za rekordem wszech czasów Raula (71 bramek). Wygrał Argentyńczyk, ale Portugalczyk też już byłą gwiazdę Realu wyprzedził (72; Messi – 75).
Odnotować należy także rekord niechlubny: BATE straciło 24 gole, średnio cztery na mecz. A Monaco pokazało, że można wygrać grupę bez Radamela Falcao i Jamesa Rodrigueza w składzie, strzelając zaledwie cztery bramki. Pod warunkiem że traci się tylko jedną.