Nie chodzi jedynie o gigantyczne honoraria, ale również o to, że spełnione zostaną wreszcie marzenia tych, którzy na ten pojedynek czekają od lat. Takie ringowe wojny były przecież od zarania solą boksu. Gdy Jack Dempsey bił się z Gene Tunneyem czy Jackiem Sharkeyem, a później Joe Louis z Maxem Schmelingiem, interesował się tym cały świat.
Podobnie było już w telewizyjnych czasach, gdy Muhammad Ali walczył z Joe Frazierem i George'em Foremanem. Dwie przegrane walki Mike'a Tysona z Evanderem Holyfieldem biły rekordy finansowe w systemie pay per view. Później zastąpił ich Oscar De La Hoya, teraz standardy wyznacza Mayweather jr.
Co do tego, że jego pojedynek z Pacquiao znów przesunie finansowe granice, nikt nie ma wątpliwości, ale znaki zapytania nie zniknęły. Zbyt wiele jest bowiem sprzecznych interesów największych graczy na rynku, by wiara w nieodwracalność tego wydarzenia mogła być mniej krucha. Przed laty Lennox Lewis mówił „Rz", że najpierw sława, później kasa – ale dziś zdaje się, że jednak najważniejsza jest kasa.
Brat mera
Na szczęście na tych dwóch wielkich mistrzach boks się nie kończy. Prawdę mówiąc, obaj najlepsze lata mają już za sobą, choć gdy staną w ringu, teza ta może być trudna do obrony. Starszy od Amerykanina i Filipińczyka Władimir Kliczko jest przecież właśnie teraz w najlepszym punkcie swojej kariery. No, ale to waga ciężka, w której obowiązują inne prawa.
Głowa musi wytrzymać
Ukrainiec, posiadacz trzech pasów mistrzowskich (WBA, IBF, WBO), 25 kwietnia zmierzy się w nowojorskiej Madison Square Garden z Bryantem Jenningsem. Tym samym amerykańskim pięściarzem, który rok temu w tym samym miejscu, tylko w innej sali (MSG Theater), pokonał naszego Artura Szpilkę.
Młodszy Kliczko (starszy Witalij jest teraz merem Kijowa) będzie oczywiście w tym starciu faworytem, ale jak zwykle nie brakuje takich, którzy wierzą w cuda i sensacyjne rozstrzygnięcie. Tyle że w tym przypadku sensacją będzie, gdy Jennings wytrzyma do końca 12. rundy.
Jeszcze do niedawna wszelkie polskie bokserskie nadzieje były związane z Tomaszem Adamkiem i Krzysztofem Włodarczykiem. Ten pierwszy, były mistrz świata dwóch kategorii (półciężkiej i junior ciężkiej) oraz pretendent do tronu w najcięższej kategorii, w minionym roku ponosił same porażki. Dwie w ringu, z Wiaczesławem Głazkowem i Arturem Szpilką, i jedną na niwie politycznej, podczas nieudanych dla niego wyborów do europarlamentu. Dziś remontuje swój trzeci już dom w Kearny (stan New Jersey) i nie chce rozmawiać o boksie. Oficjalnie kariery nie skończył, ale o walkach na mistrzowskim poziomie nie ma już co myśleć.