Korespondencja z Nowego Jorku
77 Front Street na Brooklynie. Obok słynny most łączący tę część Nowego Jorku z Manhattanem. Miejsce znane sympatykom boksu, tu od 1984 mieści się słynny Gleason's Gym. Trzeba tylko pokonać kilkadziesiąt stromych schodów, by się tam znaleźć. Tym razem nie musimy płacić 10 dolarów za wejście, dzień medialny przed walką ma swoje prawa. W Gleason's tłum ludzi, jedni normalnie trenują (85 USD za miesiąc), inni wypatrują głównych aktorów zbliżających się wydarzeń.
Po 115 latach walka o mistrzostwo świata wagi ciężkiej znów na Brooklynie, więc okazja jest wyjątkowa. Dla Polaków również, bo walczy Artur Szpilka z Deontayem Wilderem, a ponadto Maciej Sulęcki (średnia) i Adam Kownacki (ciężka), chłopak stąd, z Nowego Jorku.
Walka Szpilki z Wilderem kończyć będzie długą sobotnią noc, ale wcześniej Charles Martin (22 zwycięstwa, 20 KO i jeden remis) będzie się bić o pas IBF z Wiaczesławem Głazkowem (21-0-1, 13 KO). Ukrainiec pod koniec minionego roku pomagał Mariuszowi Wachowi w przygotowaniach do walki z Aleksandrem Powietkinem. Był w Polsce kilka tygodni i bardzo sobie ten pobyt chwalił. Teraz sam stanie przed życiową szansą. Kiedy po raz ostatni rozmawialiśmy w Białymstoku, nie spodziewał się, że dostanie ją tak szybko.
Szpilka (20-1, 15 KO) miał walczyć z Amirem Manosurem w Las Vegas, ale starcie z Amerykaninem zostało odwołane, bo w grę wchodziła już inna propozycja, znacznie cięższego kalibru. A wszystko dlatego, że Tyson Fury pokonał Władimira Kliczkę, odebrał mu wszystkie pasy, a niedługo później musiał oddać jeden z nich, właśnie IBF, gdyż nie chciał przystąpić do obowiązkowej obrony ze wskazanym przez organizację rywalem. Stąd walka Głazkowa, który miał być rywalem Wildera, z Martinem i propozycja nie odrzucenia dla Szpilki.