Tak długo, jak będę wybierany. To prezesi polskich związków muszą sobie odpowiedzieć na dwa pytania: „Jak było?” oraz „Jak jest?”.
Co wykazał audyt, który zlecił pan w PKOl?
Dziurę w budżecie.
Jak dużą?
Bardzo dużą. Liczoną w milionach. Konkretnej kwoty – z szacunku dla mojego poprzednika, który został prezesem honorowym – jednak nie podam.
Skąd się wzięła?
Nie chcę do tego wracać. Patrzę do przodu i spełniam swoje obietnice.
Również tę, że PKOl trzeba „zburzyć, odgruzować i postawić od nowa”?
PKOl jest dziś w budowie. Zmieniliśmy system funkcjonowania organizacji, otworzyliśmy ją na sportowców i sport. Dużo się dzieje. Każdego dnia mam przyjemność przychodzić do pracy i wierzę, że osoby pracujące obecnie w PKOl myślą podobnie.
Ilu ludzi pan zwolnił?
Dziś mamy około 30 osób, a było ich znacznie więcej. Część jest nowych, ale sporo zostało. Mogę powiedzieć, że osoby, które dziś tworzą PKOl, to bardzo pracowici i mądrzy ludzie.
Pobiera pan wynagrodzenie jako prezes PKOl?
Tak, za pracę należy się zapłata.
To kwota stała czy zawiera również prowizje od kontraktów sponsorskich?
Nigdy nie brałem, nie biorę i nie będę brał prowizji.
Które zmiany – obok nowych sponsorów oraz reformy modelu finansowania PKOl i związków sportowych – uważa pan za największy sukces pierwszego roku swojej pracy?
Jestem dumny, że PKOl stał się ważną instytucją zauważaną przez państwo. Wreszcie wyszedł z cienia. Mamy 100-lecie występów reprezentacji w igrzyskach i planujemy celebrować tę rocznicę w sposób specjalny – w Paryżu, po raz pierwszy w historii, nasza reprezentacja będzie miała swoje miejsce poza wioską olimpijską. Chodzi o Dom Polski. Stanie się on miejscem wyjątkowym, wypełnionym sportem, kulturą i – mam nadzieję – radością z kolejnych medali.
Co pozostaje największym wyzwaniem?
Chcę pomóc wszystkim związkom sportowym – wyłączając może najważniejsze gry zespołowe, które są w innej sytuacji i tej pomocy nie potrzebują. To o tyle niełatwe, że jesteśmy jednym z nielicznych na świecie komitetów olimpijskich, który nie jest finansowany z budżetu państwa. Środki pozyskujemy od sponsorów. Dzięki temu możemy planować historyczne nagrody dla medalistów oraz rozwijać sport i ruch olimpijski.
Co z projektem stworzenia telewizji olimpijskiej?
Wiceprezesem PKOl jest Marian Kmita, z którym dyskutujemy nad rozwojem tego obszaru. Nie od razu da się wszystko zrealizować i trzeba mierzyć siły na zamiary. Zawsze marzyłem chociażby o tym, żeby nasz budynek był domem polskiego sportu, swoje siedziby miały tu też związki sportowe, a sportowcy czuli się dobrze.
Mówił pan, że PKOl będzie korzystał z możliwości inicjatywy ustawodawczej. Co chcecie zmienić?
Całą ustawę o sporcie. Jest w niej wiele rzeczy do poprawy, a jedną z najważniejszych – kwestia kadencyjności prezesów. Ustawa jest przestarzała i nie nadąża za tak dynamicznie zmieniającym się obszarem, jakim jest sport.
Nie używam argumentów siły, bo nie leży to w mojej naturze
Ile medali zdobędzie Polska na igrzyskach w Paryżu?
16.
Jest pan marzycielem?
Jestem optymistą, który faktycznie uwielbia marzyć.
Pana marzenia sięgają także organizacji igrzysk olimpijskich w Polsce?
Rozmawiałem o tym z prezydentem Andrzejem Dudą i uważam, że to bardzo dobra inicjatywa. Minister Nitras – kiedy się spotkaliśmy – nie powiedział ani „tak”, ani „nie”, bo wciąż się zastanawia. Mam nadzieję, że będę miał okazję spotkania i przedyskutowania tematu z premierem Donaldem Tuskiem, bo wymaga on zgodnej woli wszystkich stron.
Pytaniem pozostaje termin, bo 2036 rok raczej nie jest realną perspektywą…
Słyszałem, że nie jest wykluczona sytuacja, w której Międzynarodowy Komitet Olimpijski wybierze jednocześnie gospodarzy trzech kolejnych edycji igrzysk olimpijskich, więc może udałyby się starania o te następne, w 2040 roku. Wszystko jest możliwe, ale najpierw trzeba o tym poważnie porozmawiać – na szczeblu rządowym.
Igrzyska europejskie są jakimkolwiek punktem odniesienia czy porównywanie tych imprez jest niepoważne?
Nie porównujmy tych wydarzeń. Mówimy o imprezie, której podjęliśmy się jako kraj, ale trudno wyobrazić mi sobie sytuację – a do niej doszło – w której PKOl nie ma możliwości zabrania głosu na temat takich igrzysk i nie ma wpływu na ich organizację. Popełniono w tej sprawie wiele błędów. Samego wydarzenia oraz jego kosztów oceniać nie chcę, bo nie mam szczegółowej wiedzy na ten temat, choć generalnie uważam, że każda inicjatywa mająca na celu sprowadzenie wielkiej imprezy do Polski i promocję kraju za jej pośrednictwem ma sens. Trzeba ją tylko zrealizować z głową, aby móc potem mówić o sukcesie.
Jakie ma pan relacje z szefem MKOl Thomasem Bachem?
Poprawne i z każdym spotkaniem coraz lepsze. Myślę, że dobrą wizytówkę wystawiła mi koszykarska FIBA. Potrzebowaliśmy też kilku rozmów, aby zrozumiał, co i jak chcemy zmieniać w PKOl.
Postawił pan w centrum polskiego sportu związki, które minister Witold Bańka uznał kiedyś za jego największy problem…
Sportowcy, trenerzy oraz związki sportowe są dla mnie priorytetem. Myślę, że swoim działaniem każdego dnia to udowadniam. Minister Bańka miał inne podejście, dlatego został zapamiętany jako ten, który zraził do siebie całe środowisko. Niewielu jest takich, którzy znają choć jeden pozytyw jego urzędowania w resorcie.
Jakie macie dziś relacje?
Nasze relacje nie istniały i nie istnieją.
Jest pan człowiekiem pokornym?
Jestem pokorny i darzę szacunkiem każdego, kto szanuje innych. Zostałem wychowany tak, że – niezależnie od swojej pozycji oraz wizytówki – zawsze staram się być człowiekiem.
Ma pan wielu wrogów?
Myślę, że jak każdy z nas mam zarówno wielu przyjaciół, jak i zapewne – jak pan to określa – wrogów albo raczej ludzi, którzy nie życzą mi najlepiej. Ja jednak jestem przede wszystkim mężem i ojcem. Bez mojej rodziny nie byłbym tu, gdzie jestem.