Piesiewicz wygrał zdecydowanie, zdobył 138 głosów, a jego jedyny konkurent – prezes Polskiego Związku Sumo Kewin Rozum – 24.
– Cieszę się, że dziś odpowiedzieliśmy wszyscy, jednogłośnie, jak chcemy, żeby wyglądał PKOl. To jest nasz komitet olimpijski i będziemy go tworzyli wspólnie. Wierzę, że ta współpraca i czteroletnia kadencja da nam wszystkim ogromną satysfakcję. Mogę obiecać sto procent zmiany, sto procent zaangażowania i to, co jest najważniejsze dla nas wszystkich: nowy Polski Komitet Olimpijski – podkreślił nowy prezes po ogłoszeniu wyników. – Przed nami wiele pracy, działań, wyzwań różnego rodzaju, czy to w pozyskiwaniu środków, czy ustawodawczych inicjatyw. Dzisiaj PKOl staje się prawdziwym głosem całego polskiego sportu.
Piesiewicz grał kiedyś w piłkę i w koszykówkę, ale w polskim sporcie jest obecny dopiero od kilku lat. Zanim został szefem PZKosz, pełnił krótko funkcję wiceprezesa Polskiego Związku Piłki Siatkowej (odpowiadał w nim za sprzedaż i marketing). Wciąż jest prezesem Polskiej Ligi Koszykówki, a w ubiegłym roku został doradcą biznesowym koszykarskiej Ligi Mistrzów.
Czytaj więcej
To, że Radosław Piesiewicz zostanie prezesem Polskiego Komitetu Olimpijskiego wiadomo było od momentu, gdy z ubiegania się o kolejną reelekcję zrezygnował Andrzej Kraśnicki. Zrezygnował, gdyż zobaczył, że w starciu z finansową machiną partii rządzącej, w imieniu której Piesiewicz obiecuje samemu komitetowi i związkom sportowym złote góry, po prostu nie ma szans.
Uważany jest za człowieka Jacka Sasina. Przyjaźni z wicepremierem i ministrem aktywów państwowych nie ukrywa. „Ale znam też pana Schetynę związanego z PO. I czy to jest coś złego? Myślę, że sport powinien łączyć, a nie dzielić. On jest ponad podziałami politycznymi. To wcale nie jest tak, że PiS przejmuje PKOl. Nic bardziej mylnego!” – przekonywał w rozmowie z portalem sport.pl.