Przekonując związki sportowe do swojej kandydatury, mówił pan głównie o pieniądzach?
Rozmawialiśmy o programie i o tym, co możemy zrobić, żeby PKOl był bardziej aktywny. Nie może milczeć, gdy np. likwidowane jest Ministerstwo Sportu. Powinien być też bardzo aktywny w procesie ustawodawczym, zarzucać Sejm pomysłami na to, jak pobudzać środowiska sportowe. PKOl nie może być tylko biurem turystycznym, które co dwa lata ubiera i wsadza do samolotu olimpijczyków. Nie może mówić, że to związki źle przygotowały sportowców i dlatego nie ma medali. Musi mocniej pomagać, żeby mieć prawo później tak mówić.
Czytaj więcej
Radosław Piesiewicz zapewne będzie nowym prezesem Polskiego Komitetu Olimpijskiego. Andrzej Kraśnicki zrezygnował z walki o reelekcję miesiąc przed wyborami.
Obecnie budżet PKOl wynosi 30 mln zł, pan mówi o 300 mln...
PKOl powinien być redystrybutorem środków. Pozyskiwać pieniądze, a nawet scentralizować prawa marketingowe tych związków, które będą tego chciały. To byłby skok w zupełnie inny świat. Jestem przekonany, że gdybyśmy takie pieniądze przekazali następnie do związków sportowych, to mielibyśmy efekty w zdobytych medalach.