Już pandemia sprawiła, że surowe założenia FFP stawały się fikcją. Unia Europejskich Związków Piłkarskich (UEFA) tak łagodziła przepisy i przesuwała klubom progi rentowności, aby nikt nie ucierpiał przez koronawirusa, co pomogło przede wszystkim krezusom.
Celem FFP było uniemożliwienie klubom wydawania więcej, niż zarabiają. UEFA chciała przywrócić równowagę w europejskim futbolu i założyć najbogatszym kaganiec, ale system okazał się dziurawy.
Pokazał to zwłaszcza wyrok Trybunału Arbitrażowego ds. Sportu w Lozannie (CAS), który anulował wykluczenie Manchesteru City z europejskich pucharów, choć – jak wykazały dokumenty, które wyciekły za sprawą „Football Leaks” – klub bilansował finanse dzięki księgowym sztuczkom. Brakujące środki dosypywały związane z właścicielem, szejkiem Mansourem, linie lotnicze Etihad, a kontrakt trenera Roberto Manciniego współfinansowała telewizja Al-Dżazira.
– Bogacze w piłce byli zawsze i żadne przepisy tego nie zmienią – mówił były zawodnik Manchesteru United Gary Neville, a francuski szkoleniowiec Arsene Wenger apelował: – Zamiast nakładać ograniczenia, wzmocnijmy kontrolę. Nie blokujmy inwestycji. Sprawdźmy, skąd pochodzą pieniądze.
Szef UEFA Aleksander Ceferin rok temu zapowiedział zmiany. – Musimy dostosować zasady do rzeczywistości. Należy zachęcać do inwestycji i skorygować niesprawiedliwości – obiecywał.