Serca stanęły polskim kibicom, gdy tuż przed przerwą po jednym ze starć w obronie z parkietu nie podnosił się Michał Jurecki. Lider polskiego zespołu, jedna z najważniejszych postaci kadry Tałanta Dujszebajewa, nie należy do mężczyzn, którzy z byle powodu manifestowaliby ból i ronili łzy. Wiadomo więc było, że uraz to coś poważnego, a gdy w przerwie transportowano rozgrywającego na wózku inwalidzkim, zastanawiano się, czy zawodnik Vive Kielce w ogóle jeszcze w tym turnieju zagra.
Tymczasem po przerwie Jurecki o własnych siłach wyszedł z szatni i zajął miejsce na ławce rezerwowych. Miał na sobie wciąż koszulkę meczową i wyglądało, że może wejść na boisko wspomóc kolegów.
Tyle że takiej potrzeby nie było i Dujszebajew słusznie oszczędzał swojego zawodnika. Polacy kontrolowali mecz, gdy się mobilizowali, potrafili rzucić kilka goli z rzędu i odjeżdżali rywalom nawet na dziewięć bramek. Gdy wkradało się lekkie rozprężenie, najlepsi odpoczywali, a Egipcjanie desperacko atakowali, i tak na mniej niż cztery gole Polacy nie pozwalali im się zbliżyć.
Biało-czerwoni byli faworytem w spotkaniu z mistrzem Afryki, ale przed meczem trzeba było dmuchać na zimne. O ile porażka z Niemcami, w drugiej kolejce zmagań grupowych, miała prawo się przydarzyć, to jednak przegrana z Brazylią na inaugurację igrzysk była wpadką. Trener Dujszebajew mówił więc: – Będziemy walczyć jak o życie.
Bohaterem spotkania był Michał Daszek, który wykorzystywał tworzone po kontratakach szanse i zdobył sześć goli. Nieźle wypadli też pozostali skrzydłowi – Adam Wiśniewski zdobył dwie bramki, a pięć – przy stuprocentowej skuteczności –było dziełem Mateusza Jachlewskiego. A przecież to właśnie gra skrzydłowych pzostawiała najwięcej do życzenia po dwóch pierwszych meczach igrzysk.