Relacja z Rio de Janeiro
Tenis, wbrew obawom, potwierdził swoje miejsce w igrzyskach. Zasługi można dzielić różnie, ale finaliści turnieju męskiego włożyli w grę pasję, ambicję oraz wiele sił.
Finał Murraya z del Potro (do trzech wygranych setów) trwał cztery godziny. Zwyciężył Szkot 7:5, 4:6, 6:2, 7:5, intensywność wymian nie zostawiła nikogo obojętnym, zaangażowanie finalistów było oczywiste.
Trybuny, tego dnia trochę mniej wypełnione kibicami w żółtych koszulkach z napisem Neymar Jr na plecach, podzieliły się mocniej niż zwykle. Dominowały biało-niebieskie pasy, z Argentyny do Rio bliżej niż z Londynu, lecz w kwestii hałasu Brytyjczycy im nie ustępowali.
Brazylijczycy początkowo byli w miarę neutralni, nawet wspierali del Potro. Ten południowoamerykański patriotyzm jednak ulatywał, gdy argentyński kontyngent przekraczał i tak bardzo rozluźnione w Rio normy wspierania tenisistów. Doping dopingiem, ale kiedy służby musiały wyprowadzić osobnika w argentyńskiej błazeńskiej czapce, który wrzeszczał „aut!" po zagraniach Szkota, zdecydowana większość widzów poparła tę decyzję.