W Belgii Hasi uczył się życia na Zachodzie, obyczajów i języków. Robił to na tyle skutecznie, że kiedy zakończył karierę w Anderlechcie uznano go za swojego i zaproponowano pracę z grupami młodzieżowymi. Ciąg dalszy był także modelowy: od funkcji asystenta pierwszego trenera do szczytu, jakim w roku 2014 stało się powołanie go na głównego trenera Anderlechtu.
Michał Żewłakow był kolegą Hasiego z boiska, dobrze go znał i miał prawo sądzić, że Albańczyk poradzi sobie w Legii. Wszystko co robił Hasi po przyjeździe do Warszawy miało jednak cechy autodestrukcji. Na początku pracy, po przegranym przy Łazienkowskiej 1:4 z Lechem meczu o Superpuchar Polski Hasi wszedł do szatni i podniesionym, nie znoszącym sprzeciwu głosem wykrzyczał zawodnikom, że teraz on tu rządzi i wszyscy są skończeni. No, może niedokładnie tak to brzmiało, ale sens był właśnie taki: ja jestem pan trener, a was już tu nie ma.