Reklama
Rozwiń

Krystyna Guzik: Gubi mnie pośpiech

Polska biatlonistka o atmosferze w kadrze, trenerze Tobiasie Torgersenie i igrzyskach przeżywanych wspólnie z mężem.

Aktualizacja: 08.02.2018 21:24 Publikacja: 08.02.2018 19:11

Krystyna Guzik

Krystyna Guzik

Foto: Facebook

Rzeczpospolita: Do Pjongczangu pojechała nie tyle sztafeta, co drużyna kobieca. To znacząca zmiana, bo ostatnio z atmosferą w kadrze bywało różnie?

Krystyna Guzik: Tego zrozumienia wcześniej brakowało. Po raz ostatni fajną atmosferę na igrzyskach pamiętam z Turynu, z 2006 roku. Trener Tobias Torgersen dokonał wielkiej rzeczy. Przedtem niektóre zawodniczki nie chciały pracować z danym trenerem i dlatego odchodziły z kadry. Jeśli szkoleniowiec faworyzował kogoś, a reszta sama musiała sobie ze wszystkim radzić, to rodziły się nieporozumienia. Trener Torgersen traktuje wszystkie dziewczyny równo, każdej poświęca czas. Jestem bardzo zadowolona z tej współpracy. Szkoda, że trafiłam na takiego fachowca dopiero pod koniec kariery.

To dla pani czwarty występ na igrzyskach. To ułatwia czy komplikuje przygotowania?

Magda Gwizdoń nakłania mnie do kontynuowania kariery do czasu kolejnych igrzysk. Jeśli będę się dobrze czuła, to może powalczę o piąty występ. Może zrobię sobie przerwę na urodzenie dzieci jak Weronika Nowakowska. Zobaczymy, czy zdrowie dopisze. Jeżeli trener Torgersen pozostanie na stanowisku, to będzie dla mnie argument, żeby jeszcze zostać w reprezentacji.

Jak się pani aklimatyzuje w Azji?

Ostatnio, kiedy byliśmy w Korei, nie miałam większych problemów. Starty mamy zaplanowane późnym wieczorem tamtego czasu, więc myślę, że nie będziemy się całkowicie przestawiać. Po zawodach musimy jeszcze iść na masaż, odnowę biologiczną. To trwa i wszystkie obowiązki skończymy około czwartej nad ranem. Jeśli będziemy funkcjonować według czasu koreańskiego, to wtedy mogą się pojawić problemy. Możemy na szczęście wstawać o dowolnej porze, w wiosce olimpijskiej można dostać posiłek 24 godziny na dobę, to jest wygodne, bo nie musimy się dopasowywać do sztywnych godzin. Nic się nie stanie, jeśli na śniadanie zejdziemy w południe.

Jedzie pani na igrzyska z mężem, też biatlonistą...

To dobrze, bo połączenia z Korei są bardzo drogie. Fajnie jest mieć kogoś bliskiego na tak ważnej imprezie. Dwa lata temu, kiedy trenowaliśmy razem, miałam najlepszy sezon w karierze. Głowa była spokojniejsza i mogłam zostawać dłużej na zgrupowaniach. Nie ciągnęło mnie od razu do kraju.

Podobno trener Torgersen zmienił metodykę waszego treningu strzeleckiego?

Zmieniło się dużo, chociaż trener musiał zrezygnować z niektórych pomysłów, bo nadmiar nowinek mógłby zaszkodzić. Nie jest łatwo zmienić przyzwyczajenia doświadczonych zawodniczek. Na treningu możemy wykonywać pewne rzeczy poprawnie, a gdy podczas zawodów dochodzą stres, zmęczenie i pośpiech, to wraca się do złych nawyków.

Jeden z polskich koszykarzy mówił, że tajemnica jego skuteczności jest prosta: rzuca i wyobraża sobie, że wpada. Biatloniści próbują podobnych sztuczek?

Bardzo mało zawodników praktykuje treningi mentalne. Ja jednak tego nie unikam. Zamykam oczy i widzę, jak czarne krążki się zamykają na tarczy. Układ nerwowy uczy się powtarzania właściwych ruchów.

Kiedy ręka zadrży na strzelnicy, to z zimna, z nerwów, ze zmęczenia?

Najgorzej, kiedy jest zimno. Wtedy strzela się ciężko, bo mróz opóźnia nasze reakcje. Moim największym problemem jest pośpiech. Często ostatni strzał jest niecelny, bo nogi już są na trasie, a ręce jeszcze trzymają karabin. Lepiej poczekać te dwie sekundy dłużej i oddać pewny strzał.

Nagrała pani dla Weroniki Nowakowskiej podczas próby przedolimpijskiej trasy w Pjongczangu?

Weronika przed igrzyskami nie była w Korei. Nagrałam dla niej wszystkie pętle, żeby mogła się przygotować. Sama też to oglądałam, muszę pamiętać, kiedy jest podbieg, co będzie za górką. Jeśli jestem przygotowana na trudne fragmenty, to nie tracę czasu na zmianę techniki biegu. Na tym można dużo zyskać. Jeżeli wygram sama ze sobą, kiedy będzie mi już ciążył karabin, a nogi będą jak z waty, to będzie dobrze.  

 

Rzeczpospolita: Do Pjongczangu pojechała nie tyle sztafeta, co drużyna kobieca. To znacząca zmiana, bo ostatnio z atmosferą w kadrze bywało różnie?

Krystyna Guzik: Tego zrozumienia wcześniej brakowało. Po raz ostatni fajną atmosferę na igrzyskach pamiętam z Turynu, z 2006 roku. Trener Tobias Torgersen dokonał wielkiej rzeczy. Przedtem niektóre zawodniczki nie chciały pracować z danym trenerem i dlatego odchodziły z kadry. Jeśli szkoleniowiec faworyzował kogoś, a reszta sama musiała sobie ze wszystkim radzić, to rodziły się nieporozumienia. Trener Torgersen traktuje wszystkie dziewczyny równo, każdej poświęca czas. Jestem bardzo zadowolona z tej współpracy. Szkoda, że trafiłam na takiego fachowca dopiero pod koniec kariery.

Pozostało jeszcze 82% artykułu
Sport
Prezydent podjął decyzję w sprawie ustawy o sporcie. Oburzenie ministra
Sport
Ekstraklasa: Liga rośnie na trybunach
Sport
Aleksandra Król-Walas: Medal olimpijski moim marzeniem
SPORT I POLITYKA
Ile tak naprawdę może zarobić Andrzej Duda w MKOl?
Materiał Promocyjny
Najlepszy program księgowy dla biura rachunkowego
Sport
Andrzej Duda w MKOl? Maja Włoszczowska zabrała głos
Materiał Promocyjny
„Nowy finansowy ja” w nowym roku