To pierwszy złoty medal dla Polski od 38 lat, od pamiętnego skoku Wojciecha Fortuny w Sapporo w 1972 roku. Pierwszy w biegach i zapewne nie ostatni. Justyna Kowalczyk szczyt swoich możliwości zapowiada za cztery lata, na igrzyskach w Soczi.
[wyimek][b][link=http://rp.pl/vancouver" "target=_blank]rp.pl/vancouver[/link] - olimpijski serwis "Rz" [/b][/wyimek]
Tego scenariusza nie pisał ktoś z wyobraźnią na miarę filmowego Oscara tylko napisało go życie. Zderzenie dwóch różnych osobowości, dwóch niezwykłych sportowych talentów, Marit Bjoergen i Justyny Kowalczyk sprawiło, że ten bieg, a szczególnie jego decydująca faza przypominał dobrze wyreżyserowany thriller. Do soboty, 27 lutego były to igrzyska Bjoergen, Norweżki chorej na astmę, która zdobyła tu trzy złote medale i jeden brązowy. To ona była faworytką najdłuższego dystansu w olimpijskiej rywalizacji kobiet. Nie Kowalczyk, choć to Polka przed rokiem wywalczyła w Libercu mistrzostwo świata, jest liderką Pucharu Świata i broni Kryształowej Kuli zdobytej rok temu, a w styczniu wygrała prestiżowe i piekielnie trudne Tour de Ski.
[wyimek][b][link=http://www.rp.pl/galeria/380484,1,440305.html]Zobacz więcej zdjęć z biegu Justyny Kowalczyk[/link][/b][/wyimek]
Dla wielu ich pojedynek miał też drugie dno. Rozdmuchany przez media konflikt po słowach Kowalczyk mówiącej że możliwość korzystania przez Bjoergen z leków na astmę, które są na liście środków zakazanych wypaczają wyniki rywalizacji, dolały tylko oliwy do ognia.