Puchar Świata 2017/2018: Przystanek Zakopane

Czekamy na to cały rok. Na Wielką Krokiew błyszczącą w świetle reflektorów, na tłumne marsze pod skocznię, biało-czerwoną zamieć na trybunach, śpiewy i trąby. Na skoki w Zakopanem, najbardziej swojskie święto polskiego sportu.

Aktualizacja: 24.01.2018 17:03 Publikacja: 24.01.2018 13:53

Puchar Świata 2017/2018: Przystanek Zakopane

Foto: Piotr Nowak, Fotorzepa

W tym roku od 26 do 28 stycznia będzie tak samo. Wszystkie bilety sprzedano już dawno. Dziesiątki tysięcy osób staną na trybunach, wiele obok stadionu u zbiegu ulic Bronisława Czecha i Józefa Piłsudskiego, miliony siądą przed telewizorami. Kibicowanie skokom już dawno stało się powszechną narodową rozrywką, wzmocnioną poczuciem dumy z osiągnięć Adama Małysza, potem Kamila Stocha z kolegami.

Mamy sportową specjalność wyjątkowo dobrze dopasowaną do duchowych potrzeb wielu Polaków. Zawody pucharowe w Zakopanem stały się demonstracją masowego przywiązania do skoków. Dziś trudno wyobrazić sobie inne miejsce i czas na to wydarzenie, niż Wielka Krokiew i weekend w drugiej połowie stycznia.

Dobrze się kibicuje skokom w Polsce. Kamil Stoch wygrywając drugi raz Turniej Czterech Skoczni i zdobywając medale mistrzostw świata w lotach właśnie wyznacza kolejne granice doskonałości, drużyna prowadzona przez Stefana Horngachera daje liderowi mocne wsparcie. Wisząca w powietrzu obietnica sukcesów olimpijskich w Pjongczangu wzmaga chęć oglądania zawodów. Zakopane odnajduje w skokach zapomniany koloryt, kibice wciąż mają cel pełnych zaangażowania podróży, także sportowcy mogą być pewni, że pod Giewontem zostaną potraktowani z atencją znacznie przekraczającą rutynę Pucharu Świata.

Na tę eksplozję namiętności, na temperaturę emocji wokół skoków zapracowała także przeszłość. Wielka Krokiew już wkrótce będzie stulatką. Zaprojektowana przez Karola Stryjeńskiego, zbudowana dzięki społecznym składkom i pomocy wojska na terenie wydzierżawionym na 50 lat od hrabiego Władysława Zamoyskiego, stanęła gotowa w styczniu 1925 roku. Stanisław Gąsienica-Sieczka, Henryk Mückenbrunn, Aleksander Rozmus – to pierwsi, którzy skoczyli na niej ponad 30 m.

Potem wiadomo: nadeszły mistrzostwa świata, rodziły się legendy Stanisława Marusarza i Antoniego Łaciaka, wyskoczył nad poziomy Wojciech Fortuna. Pierwszy Puchar Świata – z 1980 roku – dał może skromną, ale czytelną zapowiedź tego, co mamy obecnie. Stanisław Bobak wygrał na Średniej Krokwi, Piotr Fijas na Wielkiej, ponad 40 tysięcy widzów (albo znacznie więcej, relacje nie są zgodne) robiło hałas stosowny do rangi wydarzenia, które było także częścią 35. Memoriału Bronisława Czecha i Heleny Marusarzówny oraz obchodów 60-lecia Polskiego Związku Narciarskiego.

Wtedy dopiero odkrywano zalety rywalizacji pucharowej, skoczkowie i działacze też się uczyli jak radzić sobie z kaprysami pogody, sprawiedliwością ocen i zapewnieniem bezpieczeństwa. Dziś to niemożliwe, wtedy działacze z NRD doprowadzili do skreślenia wyników pierwszej serii i spowodowali rozegranie trzeciej z powodu jednej zmiany wysokości belki. Chcąc, nie chcąc, pomogli Bobakowi.

Czasy nie sprzyjały, zwyczajna bieda spowodowała odłożenie kolejnych konkursów pucharowych o dekadę, choć były próby przekonania Międzynarodowej Federacji Narciarskiej (FIS), że warto szybciej dać Zakopanemu kolejną szansę. Dopiero ekipa stworzona przez Lecha Nadarkiewicza, kiedyś dobrego skoczka i trenera, potem ofiarnego działacza, choć nie bez zacięć, dała radę. W 1990 roku odbył się jeden konkurs, wygrał Jens Weissflog, ówczesna reprezentacja Polski nie miała jednak mocnych rywali dla niemieckiego mistrza, więc o wzbudzenie sportowych podniet było jeszcze trudno.

Jeśli tamte zawody się wspomina, to dlatego, że po raz pierwszy próbowano mierzyć odległości i prędkości skoczków na progu elektronicznie – sprzętem pożyczonym od Finów (ale sprzęt się psuł), że organizatorzy toczyli heroiczne boje z fatalną pogodą i brakiem śniegu, że górale grali na trombitach, dzieci dostały wolny dzień w szkołach i pożegnano na koniec Piotra Fijasa. Żył wtedy jeszcze i patrzył na to wszystko „Dziadek” Stanisław Marusarz, od 1989 roku patron Wielkiej Krokwi. Publiczność dopisała, przedstawiciel FIS Fin Niilo Halonen (był brązowym medalistą MŚ w Zakopanem w 1962 r.) chwalił, ale następne zawody PŚ pojawiły się w programie dopiero sześć lat później.
Trzecie pucharowe podejście, w 1996 roku, było już bliżej zakopiańskiej współczesnej normy – pogoda dopisała, skakał Adam Małysz w wersji wczesnej, ale już obiecującej, na trybunach pojawił się prezydent RP Aleksander Kwaśniewski, właśnie rozpoczynający pierwszą kadencję i mający dla rodaków ważną nowinę: Zakopane miało wystartować w wyścigu o igrzyska olimpijskie. Prezydenckie wizyty pod Wielką Krokwią zaczęły się zresztą już wcześniej, Ignacy Mościcki zapoczątkował tę tradycję w 1939 roku, co potwierdzały kroniki filmowe. Bronisław Komorowski przybył na zamknięcie kariery Małysza, Andrzej Duda woli coroczny Puchar Świata.

Z 1996 roku przetrwała pamięć o umiarkowanych cenach biletów (5 zł normalny, 2 zł ulgowy) no i fakt, że Telewizja Polska została wyłącznym realizatorem transmisji. Sukcesy sportowe Polaków jeszcze nie były wielkie, ale Małysz już zajmował miejsca w pierwszej dziesiątce. Rozkwitł wówczas talent Primoża Peterki, zwyciężał Andreas Goldberger, to byli bohaterowie tamtych lat.

Kolejne przerwy w zakopiańskich konkursach PŚ były już krótkie, Wielką Krokiew należało remontować, poprawiać najazd i profil zeskoku, unowocześniać zgodnie z międzynarodowymi standardami, również dodawać nowe pawilony stadionu, poprawiać poziom obsługi dziennikarzy. Bez tego o homologację FIS trudno – to proces ciągły, trwa do dziś.

Wybuch formy Adama Małysza zimą 2000/2001 spowodował ogromny wzrost zainteresowania skokami w Polsce, przeniósł także zawody w Zakopanem do kibicowskiej ekstraklasy. Już nie było pytań, czy modernizować Krokiew, tylko jak i kiedy. Dodano królowej polskich skoczni igielit, zainstalowano oświetlenie (nocne konkursy poprawiły klimat widowisk, można też było odpalać fajerwerki), zatrudniono fachowców od oprawy artystycznej i od 2003 roku głośniki o mocy tysięcy watów niosły odgłosy konkursów do Krupówek i jeszcze dalej.

Obok skoczni pojawiła się scena, prowadzący imprezę zapewniali zabawę, do której przekonali też innych organizatorów Pucharu Świata. To połączenie rozrywki, sportu i sukcesów Małysza dało piorunujący efekt – konkursy w Zakopanem stały się punktem obowiązkowym wizyt zimowych pod Tatrami. Nagrody FIS za organizację, plebiscytowe zwycięstwa Pucharu Świata na Wielkiej Krokwi w konkursach na wydarzenie roku – to był dowód, że warto się starać, nawet, jeśli szef komitetu organizacyjnego musiał niekiedy bronić się w sądach przed wściekłością tych, którzy mając bilety, nie dostali się na trybuny.

To tamte lata wykształciły wiernych widzów konkursów pod Giewontem, wtedy powstawały opowieści o wygrywanych i przegrywanych małyszowych bojach ze Svenem Hannawaldem i Martinem Schmittem, o przyjaźni fińskiego trenera Miki Kojonkoskiego z polską stolicą skoków, wtedy oglądaliśmy sławną zakopiańską siostrę Helenę Warszawską wręczającą skoczkom gorącą herbatę i odbierającą medal od prezydenta. Tak tworzyła się legenda.

Zakopane wyznaczyło nieznany wcześniej poziom kibicowskiego zaangażowania, kazało przebierać się, malować twarze, trąbić na kilka sposobów, przygotowywać transparenty i hasła, demonstrować przywiązanie do barw biało-czerwonych w ubiorze, nakryciach głowy i zdobieniu auta. Małysz odwdzięczał się wspaniale – był na podium osiem razy, wygrał cztery konkursy, pierwszy w 2002 roku, ostatni w 2011.

Ciąg dalszy, już bez wielkiego Adama, obudził na chwilę troskę, czy zapał przetrwa, ale skoro Kamil Stoch, mistrz z Zębu tak wspaniale przejął obowiązki mistrza z Wisły, skoro nowy lider tak samo przyciąga tłumy, to narciarska fiesta pod Wielką Krokwią trwa. Walter Hofer, dyrektor FIS ds skoków nieodmiennie powtarza, że konkursy na Wielkiej Krokwi leją miód na jego serce. Górale zacierają ręce. Kibice jadą, nawet jeśli nie mają biletów. Zakopane w dniach konkursów wynagrodzi wszystkim.

W tym roku od 26 do 28 stycznia będzie tak samo. Wszystkie bilety sprzedano już dawno. Dziesiątki tysięcy osób staną na trybunach, wiele obok stadionu u zbiegu ulic Bronisława Czecha i Józefa Piłsudskiego, miliony siądą przed telewizorami. Kibicowanie skokom już dawno stało się powszechną narodową rozrywką, wzmocnioną poczuciem dumy z osiągnięć Adama Małysza, potem Kamila Stocha z kolegami.

Mamy sportową specjalność wyjątkowo dobrze dopasowaną do duchowych potrzeb wielu Polaków. Zawody pucharowe w Zakopanem stały się demonstracją masowego przywiązania do skoków. Dziś trudno wyobrazić sobie inne miejsce i czas na to wydarzenie, niż Wielka Krokiew i weekend w drugiej połowie stycznia.

Pozostało 91% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
szachy
Radosław Wojtaszek: Szachy bez Rosji niczego nie tracą
szachy
Radosław Wojtaszek wraca do formy. Arcymistrz najlepszy w Katowicach
Szachy
Święto szachów i hitowe transfery w Katowicach
Inne sporty
Magnus Carlsen wraca do Polski. Będzie gwiazdą turnieju w Warszawie
Inne sporty
Rosjanie i Białorusini na igrzyskach w Paryżu. Jak umiera olimpijski ruch oporu