Można zrobić długą listę futbolistów ekstraklasy (w Wiśle to choćby Patryk Małecki i Paweł Brożek), którzy gdyby nie jaskrawe buty, w ogóle nie rzucaliby się w oczy. Przypomina mi to rozmowę sprzed lat z moim kolegą, wspaniałym polskim bramkarzem, który po rozpoczęciu [wyimek][b][link=http://blog.rp.pl/szczeplek/2010/03/08/graja-buty-kolorowe/]Skomentuj na blogu[/link][/b][/wyimek] działalności, nazywanej przez siebie dziennikarstwem, stracił wiele z klasy. I kiedy zwróciłem mu na to uwagę, mówiąc mniej więcej, „Jasiu, co ty pleciesz”, odpowiedział: „Gdybym tak nie mówił, nikt by na mnie nie zwrócił uwagi”. Buty polskich piłkarzy też walą po oczach, ale poziomu nie podnoszą, bo jak mawiali przed laty wszyscy magazynierzy klubowi nieczuli na prośby młodych zawodników o nowe korki, „sprzęt nie gra”.
Przechodząc do spraw poważniejszych: grubą przesadą byłoby wytaczanie po dwóch, choćby nie wiem jak bolesnych, porażkach dział przeciw Wiśle, ale coś złego jednak tam się dzieje. Okopany w swoich Myślenicach Bogusław Cupiał zbyt łatwo daje wiarę rozmaitym „życzliwym”. Liczba zmian personalnych we władzach i sztabie trenerskim, jakich właściciel dokonał w ciągu 12 lat obecności w Wiśle, nie sprzyja nie tylko stabilizacji, ale i atmosferze. Tylko w ostatnich miesiącach musiał odejść Jacek Bednarz, być może najlepszy dyrektor sportowy w Polsce, rzecznik prasowy Adrian Ochalik, który znakomicie wywiązywał się ze swojej roli, a już w tym roku prezes Marek Wilczek, jeden z lepszych, jakich klub miał. W dodatku Maciej Skorża coraz rzadziej konsultuje się z bardziej doświadczonymi od siebie w sprawach szkolenia i transferów, co w przypadku trenera 38-letniego wydaje się nadmierną pewnością siebie.
Mamy więc w Wiśle myślenicki dwór, biegnących do niego na wyścigi donosicieli, zadufanych w sobie piłkarzy i trenera ambitnego, ale coraz bardziej bezradnego. Z krakowskiej perspektywy powód do optymizmu jest tylko jeden: Legia i jej beznadzieja, której końca nie widać.