To był cios zadany jakby od niechcenia. Do końca walki zostało jeszcze 10 sekund, Chambers chował się za podwójną gardą, a Kliczko, mistrz świata organizacji IBF i WBO w wadze ciężkiej, z opuszczoną nisko lewą ręką posuwał się za nim krok za krokiem. Wcześniej jego amerykański trener Emanuel Steward i starszy brat Witalij (mistrz WBC) mówili w narożniku, by próbował zakończyć walkę przed czasem. I Władymir spełnił to życzenie. Chambers powie później, że nie widział nokautującego ciosu. Uderzenie (lewy sierpowy) było faktycznie błyskawiczne i miażdżące. Amerykanin padł na twarz i długo nie podnosił się z desek. Sędzia ringowy Genaro Rodriguez nawet nie liczył, nie było sensu, bo Chambers był nieprzytomny. Na 5 sekund przed końcem Rodriguez ogłosił nokaut. Po konferencji prasowej Amerykanin został odwieziony do szpitala.
Ta walka od początku miała jednego faworyta. Wyższy o 14 cm i cięższy o 16 kg Ukrainiec od sześciu lat nie przegrał żadnego pojedynku. Kolejni rywale przegrywają z nim przed czasem, nawet gdy nie ryzykują otwartej wojny. Kliczko jest za duży, za silny i zbyt dobrze wyszkolony, by można go zaskoczyć przypadkowym ciosem. Jego lewy prosty jest dla rywali zaporą nie do przebycia. Chambers, który wcześniej odgrażał się, że znokautuje Kliczkę i odbierze mu mistrzowskie pasy, w Düsseldorfie niczym nie zaimponował. Boksował zachowawczo, starał się tylko dotrwać do ostatniego gongu. Ale nie dotrwał, przegrał po raz pierwszy przed czasem. Na zawodowym ringu to jego druga porażka, wcześniej pokonał go Rosjanin Aleksander Powietkin, który będzie teraz następnym rywalem Kliczki.