To pierwsza porażka w karierze „Króla Artura", który rywalizację najlepszych pięściarzy kategorii super średniej rozpoczął od znokautowania Jermaina Taylora w ubiegłym roku.
Pojedynek w Joe Luis Arena miał potwierdzić dominację mocno bijącego Ormianina z niemieckim paszportem, a przyniósł nieoczekiwane rozstrzygnięcie. Inna sprawa, że walka od początku toczyła się pod dyktando szybszego i sprytniejszego Dirrella, brązowego medalisty igrzysk olimpijskich w Atenach (2004). Leworęczny, wyższy od dziesięć centymetrów Amerykanin zmieniał pozycje, wyprzedzał akcje Abrahama doprowadzając go do frustracji. W czwartej rundzie posłał go na deski (pierwszy raz w karierze) lewym prostym, a po dziesiątym starciu prowadził zdecydowanie u wszystkich sędziów. Padł wprawdzie na matę po ciosie Abrahama, ale sędzia uznał, że się potknął i nie liczył. Na sześć minut przed końcowym gongiem krwawiący z rozbitego łuku brwiowego Ormianin miał tylko jedno wyjście, by zejść z ringu jako zwycięzca, musiał znokautować Dirrella. W 11 starciu ruszył do ataku, Amerykanin się pośliznął, przyklęknął na macie nieco oszołomiony i wtedy padł cios, który przesądził o losach tego pojedynku. - Nie widziałem, że jest na deskach, patrzyłem mu w oczy - tłumaczył się nieporadnie Abraham. - On jest lepszym aktorem niż bokserem - już po ogłoszeniu dyskwalifikacji powie jeszcze były mistrz świata wagi średniej.
Dirrell płakał, narzekał na ból głowy i ostatecznie znalazł się na badaniach w szpitalu, ale po kontrowersyjnej przegranej z mistrzem WBC, Brytyjczykiem Carlem Frochem ma wreszcie na swoim koncie wygraną w turnieju Super Six i trzy punkty. Następny pojedynek, 24 kwietnia stoczą Duńczyk Mikkel Kessler z Frochem, a 19 czerwca w Kalifornii rodak Dirrella, Andre Ward (mistrz olimpijski z Aten) zmierzy się z zastępującym Taylora kolejnym Amerykaninem w tym towarzystwie, Allanem Greenem. Zwycięzcę tego turnieju poznamy dopiero w 2011 roku.