Na mistrzostwach Europy cztery lata temu Czesi odpadli w półfinale z Grecją. Mieli wtedy drużynę, na której grę przyjemnie się patrzyło. Karel Brueckner kazał piłkarzom ciągle atakować; teraz najważniejsze nie jest już widowisko, tylko wynik.
68-letni trener w Czechach jest coraz mniej popularny, zarzuca mu się, że od mundialu 2006 nie wpuścił do zespołu świeżego powietrza.
Taktyka oparta na waleczności Pavla Nedveda i kreatywności Tomasa Rosickiego runęła w momencie, kiedy pierwszy z nich zakończył karierę reprezentacyjną, a drugi musi leczyć kontuzję. W spotkaniu ze Szwajcarami Czesi pokazali swoje nowe, nieatrakcyjne oblicze. Bronili się skutecznie, strzelili jednego gola, ale schemat ataku w postaci wysokich podań do Jana Kollera nie przynosił żadnych rezulatatów.
Dzisiejsze spotkanie w Genewie będzie grą o pewny awans do ćwierćfinału. Prowadzący Portugalczyków Luiz Felipe Scolari przestrzega co prawda przed samozadowoleniem, jednak to, co pokazali jego zawodnicy w pierwszym meczu, wygranym z Turcją 2:0, musi nastrajać go optymistycznie. Wracającą do ośrodka w Lugano drużynę powitało 12 tysięcy kibiców, autokar jadący autostradą musiało eskortować kilkadziesiąt samochodów policyjnych. I to nie tylko dlatego, że największa gwiazda drużyny Cristiano Ronaldo w głosowaniu kilkunastu tysięcy kobiet z krajów wszystkich finalistów uznany został za najprzystojniejszego piłkarza turnieju.
Portugalczycy są rozpędzeni, nie boją się mówić, że celują w złote medale. Czechów jednak nie lekceważą, przez dwa dni dokładnie analizowali ich grę.