Slaven Bilić wygląda na pewnego siebie. Na konferencji w Wiedniu powiedział, że jego drużyna jeszcze niczego nie osiągnęła i że dopiero staje przed prawdziwymi wyzwaniami.
Przed wyjazdem do Austrii chorwackie media pisały, że jego piłkarze muszą wyjść z grupy. Teraz już nic nie muszą, teraz tylko mogą. A że potrafią i chcą, nikogo nie trzeba przekonywać.
Chorwaci w fazie grupowej spokojnie punktowali rywali, ciągle za podwójną gardą, bo tylko z jednym straconym golem, ciągle na dystans, bez szaleńczych ataków, które mogły dać szansę rywalom do kontry. Turcy, z którymi zagrają dzisiaj w Wiedniu o półfinał, wybrali zupełnie inną taktykę. Pierwszy mecz przegrali, w drugim po mocnym ciosie od Szwajcarów, potrafili zadać decydujące uderzenie w ostatniej minucie, a przeciwko Czechom podnieśli się z desek, wygrywając 3:2, mimo że na kwadrans przed końcem przegrywali jeszcze 0:2.
Skutki są bolesne, bokser poobijany i do spotkania z Chorwacją przystąpi mocno zmęczony. Fatih Terim nie będzie mógł skorzystać aż z siedmiu swoich zawodników. Niby się nie przejmuje, mówi, że zamiast nich wystawi inne lwy, które na pewno go nie zawiodą, ale liczyć więcej niż na walkę nie może.
Bramkarz Volkan Demirel odpoczywać będzie przez dwa mecze, bo w ostatniej minucie spotkania z Czechami dostał czerwoną kartkę. Najlepszy pomocnik Mehmet Aurelio pauzuje za dwie żółte kartki, a z powodu kontuzji nie zagrają Emre Guengoer i Tuemer Metin, i najprawdopodobniej także Emre Beloezoglu, Ayhan Akman oraz Goekhan Zan.