Poranny trening właśnie się kończył, wielu pływaków było w szatni albo w autobusie do wioski, gdy do trenera Mirosława Drozda i lekarza polskiej kadry Roberta Śmigielskiego podeszło dwóch Chińczyków. Trzymali w rękach wydruk z komputera ze zdjęciem Mateusza Sawrymowicza i grzecznie zapytali, czy ten pan jest jeszcze na pływalni.
Trener potwierdził, wskazał jeden z torów i głowę w czepku. Kilka minut później mistrz świata na 1500 metrów wyszedł z basenu prosto do sali kontroli antydopingowej.
W Pekinie kontrolerzy mają pobierać pływakom również krew, ale tym razem poprosili tylko o próbkę moczu. – Od kiedy Mateusz zdobył tytuł, jest kontrolowany bardzo często, tylko podczas niedawnego zgrupowania w Sierra Nevada sprawdzali go dwa razy. Zresztą podobnie jak pozostałych moich pływaków – mówi trener Drozd.
Polska kadra jest w Pekinie od wtorku, przyleciała ze zgrupowania w japońskiej Toyamie i pierwszego dnia wystarczył jej basen w wiosce olimpijskiej. Wczoraj Polacy zjawili się już na pływalni zwanej Water Cube na wspólnym treningu wszystkich reprezentacji.
– Piękna – to stała odpowiedź na pytanie o wrażenia z wizyty w Kostce Wody, nieważne, czy słyszy je Michael Phelps czy Katarzyna Baranowska. Pływalnia robi wrażenie i z zewnątrz, i od środka, ale zawodnicy odkryli, że jakieś wady jednak ma.