Reklama
Rozwiń

Otylia nawet przede mną zakrywa karty

Paweł Słomiński, trener polskich pływaków, o formie Jędrzejczak i Korzeniowskiego

Publikacja: 08.08.2008 02:25

Paweł Słomiński

Paweł Słomiński

Foto: Fotorzepa, Piotr Nowak PN Piotr Nowak

Rz: Do Pekinu przyjechaliście dość późno, po zgrupowaniu w japońskiej Toyamie. To była ucieczka od olimpijskiej gorączki?

Paweł Słomiński: Przede wszystkim chcieliśmy być jednocześnie i daleko, i blisko Chin. W kraju o wysokiej kulturze żywienia i kulturze osobistej, a przy tym leżącym w tej samej strefie klimatycznej. Nie zawiedliśmy się pod żadnym względem. Cały hotel nas żegnał na baczność, w żadnej innej części świata mi się to nie zdarzyło. Nie jechaliśmy w nieznane, byliśmy w Toyamie rok temu, przed zawodami w Chibie. W Japonii w zasadzie już tylko odpoczywaliśmy, ale ostatnie kilkanaście tygodni treningów było naprawdę udane. Czy to wystarczy, zobaczymy.

Nie będzie żadnych obietnic?

Wolę ich unikać. Mamy w Polsce kilku pływaków na światowym poziomie. Dosłownie kilku. Oni będą tutaj walczyli o medale. Nie chcę odbierać pozostałym wiary ani energii, ale trzeba być realistą, patrzeć na listy najlepszych wyników w tym roku. Pływanie to jednak sport bardzo wymierny.

Z którą Otylią Jędrzejczak pan pracował przez ostatnie tygodnie? Tą wierzącą w siebie czy niepewną?

Przede wszystkim spokojną. Otylia przed zawodami nawet przede mną nie odkrywa wszystkich kart.

A Paweł Korzeniowski?

Paweł jak to Paweł, on jest ciągle dużym dzieciakiem. Może już nie takim jak w 2006 r., gdy krzyczał, że będzie wygrywał z Phelpsem, ale jednak. Jest dobrze przygotowany, najbardziej się boję o ten jego nonszalancki sposób bycia. On musi się skoncentrować na starcie, to będzie decydujące.

Ostatnio padło wiele rekordów świata, a o polskim pływaniu zrobiło się cicho...

Przyczyn było więcej, przede wszystkim słaby start w mistrzostwach Europy w Eindhoven. Potem przyszła demonstracja siły Amerykanów i innych mocnych zawodników. Ci, którzy myśleli, że Polska jest już pływacką potęgą, musieli się zmierzyć z rzeczywistością.

Wielu trenerów narzekało na poranne godziny finałów, niektórzy nawet przygotowali specjalny sprzęt do naświetleń, żeby szybciej rozbudzić swoich pływaków. Pan też wymyślił na to jakiś sposób?

Znam tylko jeden. Ciężką pracę.

Debiutuję na igrzyskach, wszyscy mi mówią, że to wyjątkowa impreza, ale, na ile mogę, staram się ją traktować jak inne zawody. Na moim dystansie faworytem będzie Grant Hackett, dwukrotny mistrz olimpijski, z Sydney i z Aten, coraz szybciej pływają Amerykanie. A ja? Trudno mi powiedzieć, w jakiej jestem teraz formie. Czekam do końca, aż do finiszu w finale. Będę walczyć, tytuł mistrza zobowiązuje. Hotel, basen, hotel – tak będą na razie wyglądały nasze igrzyska. Ciężki trening mamy za sobą, teraz musimy odpoczywać. Głupio byłoby stracić to, co wypracowaliśmy, przez jakieś wycieczki.

piw

Rz: Do Pekinu przyjechaliście dość późno, po zgrupowaniu w japońskiej Toyamie. To była ucieczka od olimpijskiej gorączki?

Paweł Słomiński: Przede wszystkim chcieliśmy być jednocześnie i daleko, i blisko Chin. W kraju o wysokiej kulturze żywienia i kulturze osobistej, a przy tym leżącym w tej samej strefie klimatycznej. Nie zawiedliśmy się pod żadnym względem. Cały hotel nas żegnał na baczność, w żadnej innej części świata mi się to nie zdarzyło. Nie jechaliśmy w nieznane, byliśmy w Toyamie rok temu, przed zawodami w Chibie. W Japonii w zasadzie już tylko odpoczywaliśmy, ale ostatnie kilkanaście tygodni treningów było naprawdę udane. Czy to wystarczy, zobaczymy.

Sport
Prezydent podjął decyzję w sprawie ustawy o sporcie. Oburzenie ministra
Sport
Ekstraklasa: Liga rośnie na trybunach
Sport
Aleksandra Król-Walas: Medal olimpijski moim marzeniem
SPORT I POLITYKA
Ile tak naprawdę może zarobić Andrzej Duda w MKOl?
Materiał Promocyjny
Najlepszy program księgowy dla biura rachunkowego
Sport
Andrzej Duda w MKOl? Maja Włoszczowska zabrała głos
Materiał Promocyjny
„Nowy finansowy ja” w nowym roku