Rz: Do Pekinu przyjechaliście dość późno, po zgrupowaniu w japońskiej Toyamie. To była ucieczka od olimpijskiej gorączki?
Paweł Słomiński: Przede wszystkim chcieliśmy być jednocześnie i daleko, i blisko Chin. W kraju o wysokiej kulturze żywienia i kulturze osobistej, a przy tym leżącym w tej samej strefie klimatycznej. Nie zawiedliśmy się pod żadnym względem. Cały hotel nas żegnał na baczność, w żadnej innej części świata mi się to nie zdarzyło. Nie jechaliśmy w nieznane, byliśmy w Toyamie rok temu, przed zawodami w Chibie. W Japonii w zasadzie już tylko odpoczywaliśmy, ale ostatnie kilkanaście tygodni treningów było naprawdę udane. Czy to wystarczy, zobaczymy.
Nie będzie żadnych obietnic?
Wolę ich unikać. Mamy w Polsce kilku pływaków na światowym poziomie. Dosłownie kilku. Oni będą tutaj walczyli o medale. Nie chcę odbierać pozostałym wiary ani energii, ale trzeba być realistą, patrzeć na listy najlepszych wyników w tym roku. Pływanie to jednak sport bardzo wymierny.
Z którą Otylią Jędrzejczak pan pracował przez ostatnie tygodnie? Tą wierzącą w siebie czy niepewną?