„Dzięki znakomitym umiejętnościom Irlandczyka Aston Villa znalazła się na szlaku chwały bez rozbijania banku” – zauważa dziennik „Independent”. Okulary i dres Martina O’Neilla stały się nieodłączną częścią Premiership, podobnie jak kiedyś płaszcz Jose Mourinho. Jest kolejnym przykładem na to, że najwięcej do powiedzenia w Anglii mają trenerzy z zagranicy.
Szkot Matt Busby tworzył legendę Manchesteru United, Alex Ferguson robi to od 23 lat. Obaj za swoje osiągnięcia dostali tytuły szlacheckie. Ich rodak Bill Shankly budował potęgę Liverpoolu, Francuz Arsene Wenger ma niepodważalną pozycję w Arsenalu, a cień Portugalczyka Mourinho do dziś widoczny jest na stadionie Chelsea. I choć O’Neillowi daleko jeszcze do sukcesów tych wybitnych szkoleniowców, jego nazwisko znaczy już wiele w świecie futbolu.
[srodtytul]Ulubieniec kibiców[/srodtytul]
Czego się nie dotknie, zamienia w złoto. W 1995 roku O’Neill przyszedł do Leicester i po zaledwie kilku miesiącach wprowadził przeciętny, drugoligowy klub do Premiership. Dwukrotnie wywalczył z nim Puchar Ligi Angielskiej, ani razu nie spadł poniżej dziesiątego miejsca.
Kibice go pokochali. Nie tylko za wyniki, przede wszystkim za lojalność. Bo jak tu nie podziwiać człowieka, który spełnił prośbę tysięcy ludzi i odmówił objęcia stanowiska w Leeds United. Gdy w 2000 roku żegnali odchodzącego do Celticu trenera, wywiesili transparenty z napisem: „Dziękujemy za wszystko” i uznali go za najlepszego menedżera Leicester w XX wieku.