[link=http://blog.rp.pl/szczeplek/2009/04/01/lepiej-niz-mialo-byc][b]Skomentuj na blogu[/b][/link]
Wprawdzie chłopcy z San Marino w dniu meczu pojechali zwiedzać Kraków i mieli w nogach kilka kilometrów z Rynku Głównego na Wawel, ale nawet gdyby siedzieli w hotelu, niewiele by im to pomogło.
Polacy zachowali się jak trzeba, nie okazali miłosierdzia, zgodnie z zasadą – jak już złapałeś przeciwnika, który niewiele potrafi, a w dodatku trzęsą mu się nogi, musisz to wykorzystać. Tak powinno być, ale w wykonaniu naszych graczy nieczęsto się zdarza.
Można mówić o zdecydowanej woli odkupienia win. Piłkarze mieli świadomość, że w Belfaście zagrali źle, sprawili zawód nam i trenerowi. Przeczytali na swój temat wiele krytycznych komentarzy i postanowili pokazać, że nie można ich całkiem skreślać. W sobotę zachowali się jak amatorzy, a wczoraj jak profesjonaliści.
Ale ten mecz, choć łatwy, też miał podteksty. Nim się rozpoczął, zdenerwowani byli zawodnicy, trener i ci, którzy z nim współpracują. Wszyscy zdawali sobie sprawę, że atmosfera jest podła, że wielu kibiców straciło cierpliwość, a grupa działaczy wcale by się nie zmartwiła, gdyby Leo Beenhakkerowi znowu powinęła się noga. Poparcie, jakiego piłkarze udzielili trenerowi po porażce w Belfaście, miało ciąg dalszy.