W sezonie 2000 to były dwa ćwierćfinały Wimbledonu juniorów. Rok później w Sopocie finał challengera przegrany minimalnie z Hiszpanem Davidem Ferrerem. Po upływie trzech lat, w tym samym Sopocie, Kubot wyeliminował z turnieju ATP jednego z faworytów, Rosjanina Igora Andrejewa. We włoskim Livorno w meczu Pucharu Davisa zwyciężył rakietę nr 1 gospodarzy Filippo Volandriego. W roku 2005 w Doniecku zdobył pierwszy w karierze tytuł challengerowy. Minął rok i mamy szlagier – Łukasz przechodzi eliminacje w Nowym Jorku, walczy z Nikołajem Dawydienką o czwartą rundę US Open.
Po dwóch sezonach słabszych Kubot pod okiem czeskich opiekunów trochę poprzestawiał swoje taktyczne schematy i w tym roku znów błysnął. Najpierw w deblu, gdzie w parze z Austriakiem Oliverem Marachem osiągnął półfinał Australian Open, a potem dorzucił zwycięstwa w Casablance i Belgradzie, co dało tej dwójce pozycję piątej pary na świecie. W singlu najpierw w brazylijskim Costa du Sauipe przeszedł eliminacje, potem omal nie ograł następcy Kuertena – Thomaza Belucciego. W stolicy Serbii z kolei nie przeszedł eliminacji, za to jako tzw. szczęśliwy przegrany wszedł do imprezy głównej boczną furtką, ale tam zagrał już fantastycznie i niebiosa się do niego na korcie uśmiechnęły.
Polak jest znakomicie wyszkolonym tenisistą, o świetnych warunkach fizycznych. Z Lubina, gdzie się urodził, przez Wrocław i austriacki Linz trafił w Stanach do akademii słynnego Australijczyka Johna Newcombe'a. Wszędzie starannie kultywowano jego coraz rzadziej dziś spotykany styl gry, oparty na mocnym podaniu i konsekwentnym ataku przy siatce. Problem Kubota i przynajmniej kilkunastu podobnych mu graczy z pierwszych dwóch setek światowego rankingu polega na tym, że tenis bardzo się zmienił. Coraz lepszy sprzęt i znakomite przygotowanie ogólne zawodników spowodowały, że gracze atakujący nie mają na korcie większych szans w starciu z obrońcami.
Jesienią ubiegłego roku halowy turniej ATP w Wiedniu w zachwycającym stylu wygrał Niemiec Philipp Petzschner. Co jakiś czas daje o sobie znać i też zawsze wzbudza entuzjazm Amerykanin Taylor Dent. Takich przykładów można podać więcej. Niestety, wszyscy zawodnicy reprezentujący zbliżoną do Kubota filozofię gry i mający podobną pozycję rankingową na dłuższą metę nie są w stanie regularnie wygrywać. Za czasów Wojciecha Fibaka byliby pewnie wybitnymi postaciami tenisa. Współcześnie, przy nieprawdopodobnej konkurencji i bardzo wysokim poziomie ogólnego wytrenowania, ze swoim atakiem mogą błysnąć tylko od czasu do czasu. Oby jak najczęściej.
[ramka][link=http://blog.rp.pl/blog/2009/05/11/karol-stopa-skazany-na-atak/]Skomentuj[/link][/ramka]