Tym razem nie skrzywdził naszych sędzia, nie oślepiło ich słońce i nie wiał im w oczy mroźny wiatr. W zmiażdżeniu Rumunów przeszkodziło naszym boisko – nierówne i piaszczyste. Sprytni rywale szybko zorientowali się w sytuacji i biegali tylko po równych i trawiastych fragmentach placu gry. Dlatego odnieśli całkowicie niezasłużone zwycięstwo.
Niezorientowanych warto może poinformować, że mecz odbył się nie w Rumunii, ale w Warszawie, i że zagraliśmy na piaszczystym gruncie na własne życzenie. Tym bardziej jestem ciekawy, jaką kłodę rzucimy sobie pod nogi w Bydgoszczy, gdzie dziś team Smudy rozegra kolejne towarzyskie spotkanie.
Nowy trener przez kilka tygodni, które upłynęły od nominacji, był traktowany przez media i samych piłkarzy z infantylnym zadęciem. Podkreślano więc na każdym kroku, że zawsze wymagał zaangażowania. Czy to znaczy, że Beenhakker nie wymagał? A Piechniczek, Engel i Janas też nie przywiązywali do tego wagi, tylko ot tak, na luzie, awansowali do finałów mistrzostw świata? Zawodnicy z kolei bajdurzyli o niepowtarzalnej atmosferze, jaka panuje podczas treningów z nowym selekcjonerem, choć do niedawna to samo mówili o zajęciach z siwowłosym Holendrem.
Owo zaklinanie Smudy i rzeczywistości załamało się na nierównym boisku w Warszawie. Po przegranym meczu z Rumunią media natychmiast odrobinę się zdystansowały od „czyniącego cuda Franza”. Jeden z portali poszedł na całość i zamieścił zdjęcie Smudy trzymającego na ręku płaczące dziecko. Komentarz: „Dzieci boją się Smudy”. Nie zdziwię się, jeśli po kilku kolejnych wpadkach narodowej drużyny trener przestanie być nagle człowiekiem pozbawionym wad. Ruszą za nim paparazzi, przypomną sobie to i owo wszyscy życzliwi, którzy na razie zachowują taktyczne milczenie.
To może być dla Smudy równie wielki problem jak budowanie drużyny na finały Euro 2012. Złe relacje z agresywnymi mediami mogą sprawić, że selekcjoner nie będzie w stanie skupić się na istocie swojej pracy. Przerobili to już Paweł Janas i Leo Beenhakker. Gra na nierównym boisku to w porównaniu z wojną z mediami nie jest jeszcze najgorsze zrządzenie losu.