Golf nie wybiera, zaraża po równo demokratów i republikanów. Dwight D. Eisenhower jest przywoływany jako wzorcowy przykład prezydenckiej pasji, gdyż podczas swej kadencji grał ponad 200 razy na sławnym polu Augusta National - tam, gdzie od 1935 roku organizowany jest turniej Masters. Grywał z najsławniejszymi zawodowcami swych czasów, także z Arnoldem Palmerem, którego uczynił swym przyjacielem. Jego nazwiskiem nazwano w Auguście też wielką sosnę na 17. dołku, w którą prezydent trafiał tak często, że zaproponował ścięcie drzewa, do czego szczęśliwie nie doszło.
Eisenhower jest ponadto tym, który w 1954 roku nakazał wykonanie na trawniku za Białym Domem, niedaleko od Gabinetu Owalnego, treningowego pola do puttowania (czyli końcowego wbijania piłki do dołka). Dodajmy od razu – podatników nie obciążył, pomogło stowarzyszenie amerykańskich golfistów i prywatni mecenasi. Zachowały się wspomnienia, że „Ike" i inni prezydenci musieli potem walczyć z wiewórkami, które zakopywały orzechy na placu gry.
Z trawnika korzystali także następcy, choć uwzględniając dość głośną publiczną krytykę pasji Eisenhowera, robili to raczej w tajemnicy i po godzinach urzędowania. W 1995 roku Bill Clinton przeniósł „putting green" w bardziej zaciszne miejsce, ale przy okazji powiększył i nadał ciekawszy kształt dzięki talentowi sławnego projektanta pól golfowych Roberta Trenta Juniora.
Pasję Eisenhowera starał się usprawiedliwić osobisty lekarz, mówiąc, że codzienny ruch na powietrzu sprzyja zdrowiu prezydenta i przy okazji racji stanu. To tłumaczenie zapewne podobało się również Woodrowowi Wilsonowi, który grał z prezydentów USA najwięcej. Mówiono, że musiał, niezależnie od pory roku, przejść co najmniej kilka dołków dziennie, nawet w śniegu. Dało to w sumie ponad 1000 rund golfa w czasie dwóch kadencji. Nigdy nie osiągnął wyniku poniżej 100 uderzeń na rundę. Niektórzy historycy złośliwie sugerują, że ten jego zajadły, choć niezbyt udany golf był jednym z powodów upadku Ligi Narodów.
Wilson grał najwięcej, a John F. Kennedy – najlepiej. Jego średni wynik rundy oscylował koło 80 uderzeń (norma zawodowca to 72). Choroba Addisona oraz przewlekły uraz barku spowodowały jednak, że prezydent nie grał wiele. Częściej obijał piłkami krzesła w Gabinecie Owalnym, niż wbijał je do prawdziwych dołków.