Legia w tym sezonie wygrała wszystko – pierwsza drużyna została mistrzem i zdobyła Puchar Polski, młodzieżowa wygrała Młodą Ekstraklasę, przed kilkoma dniami juniorzy Legii też zostali mistrzami Polski. Być może był już taki przypadek w historii naszej piłki, ale ja go sobie nie przypominam.
Niestety, długa pamięć podpowiada mi również, że obecna pierwsza drużyna Legii jest znacznie słabsza od kilku innych, które wygrywały w przeszłości. Ta z lat 1955–1956 była niemal równoznaczna z reprezentacją Polski. Ta z lat 1969– 1970 należała do najlepszych w Europie. Ich trenerzy – Węgier Janos Steiner, Ryszard Koncewicz, Czech Jaroslav Vejvoda – byli takimi samymi gwiazdami jak piłkarze.
W dzisiejszej Legii nie ma artystów jak Lucjan Brychczy, Kazimierz Deyna czy Robert Gadocha. Jan Urban dopiero pracuje na opinię wielkiego trenera. A prezes Bogusław Leśnodorski, który pełni swoją funkcję od pół roku, jeszcze nie zapisał własnej karty w dziejach klubu.
Sukcesy Legii to efekt powstałych wiele lat temu planów Mariusza Waltera i Jana Wejcherta. Kiedy ITI kupowało upadający klub, razem z jego długami, jakich narobił poprzedni właściciel Pol-Mot, Walter i Wejchert mieli wizję odbudowy. Uczyli się wprawdzie na żywym organizmie, metodą prób i błędów, których nieraz było za dużo. Ale wiedzieli, że muszą zorganizować szkolenie młodzieży, doprowadzić do zbudowania stadionu, postawić na ludzi, będących poza podejrzeniami korupcyjnymi. I dokonali tego, najpierw wspólnie, potem już tylko sam Walter, usuwający się zresztą dyskretnie w cień. Mieli przeciw sobie kibiców, którym się wydawało, że „Legia to oni”, a robili klubowi wiele krzywdy. ITI to wszystko wytrzymało i zbiera plon.
Dziś Legia jest o kilka długości przed konkurencją. Ale sam jestem ciekaw, co z tego będzie wynikało za rok.