Była 10. minuta meczu PSG – Bastia (4:0), gdy Szwed zdecydował się na strzał w sytuacji, którą większość napastników spisałoby na straty. Stojąc bokiem do bramki, z dwoma obrońcami na plecach, wyciągnął nogę do piłki spadającej w pole karne i kopnął ją piętą tak, że wpadła obok bezradnego bramkarza.
Niektórzy porównują to do ukąszenia skorpiona, inni do machnięcia skrzydłem przez gołębia. Wszyscy, bez wyjątku, zachwycają się akrobatycznymi umiejętnościami Ibrahimovicia. Umiejętnościami absolutnie wyjątkowymi. Bo jak nazwać to, co zrobił prawie rok temu w towarzyskim meczu z Anglią (4:2), na otwarcie stadionu Friend Arena w Sztokholmie. Zdobył wszystkie cztery gole, ale wyczyn ten pozostałby tylko w statystykach, gdyby nie ostatnie trafienie – strzałem przewrotką z 25 metrów, w róg bramki opuszczonej przez Joe Harta. – Nie wiem, czy coś takiego jeszcze kiedyś zobaczę. To było jak żywcem wyjęte z gry komputerowej – nie mógł wyjść z podziwu trener Szwedów Erik Hamren.
Nieprzewidywalności Zlatana boi się każdy, ale nikt nie znalazł na nią jeszcze skutecznej recepty. Szwed zyskał przydomek Ibrakadabra, bo potrafił wyczarować gola z niczego. Kiedyś barwnie opisał, jak minął szwajcarskiego obrońcę Stephane Henchoza. – Najpierw wykonałem ruch w lewo, on też. Potem w prawo, i on też. Na końcu ponownie zrobiłem zwód w lewo, a on poszedł kupić hot doga – opowiadał. Żeby nie nabrać się na jego sztuczki, trzeba być naprawdę inteligentnym.
Kiedy zaczynał wielką karierę w Ajaksie Amsterdam, ośmieszył całą obronę NAC Breda. Bawił się z nimi jak w meczu podwórkowym, zanim wykonał wyrok. Już jako zawodnik Juventusu, w spotkaniu z Romą podbił sobie piłkę na połowie boiska zewnętrzną częścią stopy, wyprzedził rywala i wygrał pojedynek z bramkarzem. W Interze trafiał piętą (z Bologną i z Atalantą) oraz technicznym lobem (z Regginą), w Milanie kopnięciem nazwanym rowerkiem (z Fiorentiną).
Piękne gole zdobywał również w Lidze Mistrzów, np. ten dla Juventusu w spotkaniu z Benficą – strzałem lewą nogą, w pełnym biegu, z ponad 30 metrów, pod poprzeczkę – i na mistrzowskich turniejach. Na Euro 2004 wbił piętą bramkę Włochom, a po Euro 2012 chyba każdy zapamiętał jego gola z półobrotu w meczu z Francją. O rzutach wolnych, po których piłka leciała z prędkością grubo ponad 100 km/h, i strzałach w stylu kung fu, którymi wciąż czaruje w PSG, wspomnieć też trzeba, ale lepiej je po prostu obejrzeć. Zanim Zlatan zaskoczy nas czymś jeszcze bardziej niewiarygodnym.