Lechia była na dobrej drodze do zbudowania klubu mogącego walczyć o mistrzostwo. Taka budowa nie trwa rok. Wiedział o tym poprzedni właściciel Andrzej Kuchar. Postawił fundamenty, zaczął stawiać pierwsze piętro, ale delikatnie mówiąc, nie znalazł w Gdańsku zrozumienia. I odszedł, bo nie chciał godzić się na to, żeby mu żądni władzy kibice z wykształceniem niepełnym podstawowym pluli do zupy.

Teraz nie wiadomo, kto zarządza klubem. Znane jest nazwisko niemieckiego większościowego udziałowca, które nic mi nie mówi, i wiceprezesa do spraw sportowych Andrzeja Juskowiaka. Chyba jedynego, który zna się tam na tym, co robi. Efekt jest taki, że na jeden z najpiękniejszych stadionów w Polsce przychodzi garstka ludzi. Widzów byłoby więcej, gdyby Lechia grała lepiej, a fanatycy nie odstraszali normalnych kibiców.

To jest problem całej Polski. Derby Śląska, które powinny być świętem tego regionu zakochanego w piłce, zostały zepsute przez niepełnosprawnych umysłowo. Bo kto o zdrowych zmysłach przygotowuje materiał wybuchowy z zapalnikiem i umieszcza go w pobliżu trybuny gości? Ruch i Górnik różnią się w interpretacji tego zdarzenia. Czy to była bomba, race, łatwopalny rozpuszczalnik mogący spowodować pożar. Trzeba będzie poczekać na ustalenia policji. Gdzie nie ma jasności – tworzą się plotki. Jedna mówi, że zagrożenia żadnego nie było, a Ruch chciał mieć pretekst, aby nie wpuścić na mecz kibiców Górnika. W tej sprawie nie mam zaufania do nikogo.

Oliwy do ognia dolał piłkarz Górnika Łukasz Madej, który zabrał głos niczym kandydat w wyborach na radnego i zadał pytanie, za co płacimy podatki, skoro policja nie potrafi zabezpieczyć pobytu grupy kibiców na stadionie. Zabrzanie po zwycięskim meczu (pierwszym w Chorzowie od 18 lat) podziękowali pustemu sektorowi.  Madej wyraźnie otarł się o populizm, ale zwrócił uwagę na problem współpracy Ekstraklasy SA, PZPN i klubów ze służbami porządkowymi. Mam czasami wrażenie, że policja byłaby szczęśliwa, gdyby meczów w ogóle nie było. Przed stadionem Legii, na Łazienkowskiej od Myśliwieckiej po Torwar nie ma ani jednego przejścia dla pieszych. Policjanci wyżywają się tam, łapiąc kibiców przechodzących przez ulicę. A przechodzą wszyscy, bo muszą. Na stadionie Legii kibice gości muszą czekać godzinę po zakończeniu meczu, żeby nie doszło do ewentualnego starcia z kibicami Legii, a policja nie miała problemów. To wszystko w stolicy, na Śląsku, Trójmieście odbiera normalnym ludziom przyjemność chodzenia na mecze.