To są najemnicy, ale nie złodzieje, oni medalu mistrzostw świata nie ukradli, tylko na niego zapracowali pod wodzą znakomitego trenera. Polacy nie przegrali w półfinale z sędziami, oni po prostu stracili wiarę, że mogą pokonać i Katar, i sędziów. Przegrali z myślą, że jak coś pójdzie nie tak, to będzie na kogo zwalić winę, a ta myśl pojawiła się w ich głowach, jeszcze zanim sędziowie gwizdnęli pierwszy raz.
Najwybitniejszy trener w historii piłki ręcznej Francuz Claude Onesta powiedział, że takiej reprezentacji jak Katar prowadzić by nie chciał, bo jest przywiązany do narodowych barw w sposób tradycyjny, ale piłkarzy tej drużyny ceni za talent i pracę. To bardzo racjonalna opinia.
Problem mają przede wszystkim władze światowej piłki ręcznej dopuszczające zbyt łatwo możliwość zmiany barw. Dotychczas wiele krajów z tego ochoczo korzystało i nie było problemu, dopóki Katar nie posunął się do regulaminowo dopuszczalnego absurdu.
Tym, co zwiększa niechęć do tego kraju, jest przede wszystkim ostentacja, z jaką katarskie pieniądze zawłaszczają światowy sport. Katar ma już piłkarski mundial, mistrzostwa świata w lekkoatletyce, afrykańskim biegaczom za zmianę obywatelstwa proponuje spore sumy i dożywotnie pensje. I oni się na to godzą, podobnie jak zgodzili się piłkarze ręczni z wielu krajów. Oczywiście, na ogromny szacunek zasługują ci, którzy te propozycje odrzucają, ale nie można tego wymagać od każdego.
Duża grupa polskich dziennikarzy (i nie tylko polskich) pojechała na mistrzostwa świata za katarskie pieniądze, naszych redakcji na tak długi i kosztowny pobyt nie stać. Nie słyszałem, by ktoś odmówił. Nie ciskajmy więc zbyt łatwo kamieniem w uciekiniera z Kuby, który zgodził się grać dla Kataru. Moralny problem oczywiście jest, ale każdy powinien go rozstrzygać we własnym sercu i sumieniu, jeśli sportowe prawo takie dylematy dopuszcza.