„Zmieniamy szyld i jedziemy dalej" – to jeden najsłynniejszych cytatów w historii polskiego futbolu. Było o nim głośno po powrocie z igrzysk w Barcelonie (1992) zdobywców olimpijskiego srebra.
Nastrój w ekipie i przekonanie o własnej wartości były takie, że młodzieżowcy chcieli natychmiast zostać pierwszą reprezentacją. Ich guru Janusz Wójcik miał zastąpić ówczesnego selekcjonera Andrzeja Strejlaua. Przyjęło się, że tamte słowa rzucił po lądowaniu na Okęciu w stronę dziennikarzy Wojciech Kowalczyk. Po raz pierwszy jednak myśl tę miał wyrazić – jeszcze przed finałem – kapitan olimpijskiej drużyny Jerzy Brzęczek, ten sam, który dziś jest selekcjonerem kadry.
W trakcie tegorocznego młodzieżowego Euro – po wygranych z Belgią i Włochami – dało się wyczuć podobne nastroje. Jeszcze wcześniej – po zwycięskich barażach z Portugalią – jeden ze znanych twitterowiczów napisał: „zmieniamy szyld, bierzemy Lewego i jedziemy dalej", co zresztą doczekało się riposty ze strony Brzęczka. Mocarstwowe ambicje młodzieżówki obnażyli w brutalny sposób w ostatnim meczu fazy grupowej Hiszpanie, którzy pokonali podopiecznych Czesława Michniewicza 5:0. Biało-czerwoni nie wyszli z grupy i nie awansowali do igrzysk w Tokio.
Chociaż oczywiście o „zmianie szyldu" mowy być nie może, to jednak Brzęczek na zbliżające się mecze ze Słowenią (wyjazdowy 6 września) oraz Austrią (trzy dni później w Warszawie) wysłał powołania aż do czterech uczestników Euro U-21. Są to obrońcy Robert Gumny i Krystian Bielik, pomocnik Sebastian Szymański oraz napastnik i zarazem kapitan młodzieżówki Dawid Kownacki.
Wszyscy oprócz Bielika byli już na zgrupowaniach u Brzęczka, podobnie jak Szymon Żurkowski, ale tym razem środkowy pomocnik, który latem zamienił Górnika Zabrze na Fiorentinę, nie znalazł się wśród zaproszonych. Żurkowski w obu meczach nowego klubu w tym sezonie nie wszedł z ławki rezerwowych na boisko. U Brzęczka także żaden z młodzieżowców jeszcze nie zagrał.