Rzutnia w Żarowie, miasteczku dobrze schowanym w środku województwa dolnośląskiego, była swojej roboty. Kilka starych latarni jako podpory klatki, którą owinięto drucianą siatką ogrodzeniową. Betonowa wylewka pod nogi. Tam miejscowa nauczycielka wychowania fizycznego postawiła Pawła, energicznego trzynastolatka, by pierwszy raz zakręcił i machnął przed siebie stalową kulą z linką.
Nauczycielka to pani Jolanta Kumor, bodaj jedyna kobieta trenerka rzutu młotem w Polsce. Ale uparła się nie tylko na rzuty. Dzieciaki biegały, skakały, jakieś sukcesy na skalę wojewódzką były, tzw. klimat dla sportu też, choć za klimatem nie szły żadne wielkie pieniądze. Dwa młoty na siedem osób, czasem jeden, gdy urwała się linka, buty miotacza przerobione z piłkarskich korków, rękawica do uchwytu linki przysposobiona z rękawicy roboczej ojca.
Kandydat się opierał
Uczniowski Lekkoatletyczny Klub Sportowy Zielony Dąb to kawał łąki i naturalna bieżnia za boiskiem piłkarskim. Klub trwa do dziś, lecz nie prowadzi już działalności szkoleniowej. Pani Jolanta pracuje teraz w liceum w Świdnicy, ale znów pomaga Pawłowi Fajdkowi.
Kiedy podczas treningu na boisku AZS Poznań młot rzucony przez Fajdka trafił w nogę Czesława Cybulskiego i 80-letni trener musiał w trybie nagłym zostać pacjentem ortopedii (rehabilitacja po operacji kolana i kości piszczelowej wciąż trwa), to pani Kumor wzięła w połowie czerwca nagłe zastępstwo, by jej Paweł nie był skazany tylko na konsultacje telefoniczne ze stałym szkoleniowcem.
W Żarowie jeszcze pamiętają, że młody kandydat na miotacza najpierw trochę się opierał. Wolał piłkę, bo z racji solidnych wymiarów nie widział się w roli kolarza, do której szczerze namawiał syna pan Waldemar Fajdek, cyklista z zamiłowania.
W klubie Zielony Dąb przez lata widziano najchętniej biegaczy, ale wiele zmieniła wizyta Kamili Skolimowskiej i Szymona Ziółkowskiego oraz trenera Cybulskiego. Byli niedaleko, na obozie w Szklarskiej Porębie, dali się namówić na spotkanie z młodzieżą z Żarowa. Trener nawet zostawił podstawowe plany ćwiczeń dla dzieci. Inspiracja podziałała. Mistrz Ziółkowski powtarza z uśmiechem, że właściwie sam sobie znalazł następcę.