– Nie jestem bohaterem, takie określenia zarezerwowane są dla ludzi pokroju Nelsona Mandeli czy Martina Luthera Kinga. My wykonaliśmy po prostu kawał ciężkiej pracy – mówił Szwed po zremisowanym 0:0 meczu z Kazachstanem.
Może mówić, co chce, ale ludzie wiedzą swoje. Na maleńkiej wyspie (323 tys. mieszkańców) jest bohaterem. Gdyby ogłosił, że startuje w wyborach prezydenckich, zostałby wybrany, gdyby mianował się wodzem wikingów, nikt by nie śmiał zgłosić sprzeciwu. Islandia po raz pierwszy – a futbolowa federacja powstała w 1947 roku – pojedzie na wielką imprezę.
Lagerbaeck obejmował drużynę w październiku 2011 roku. Islandia była wówczas na 106. miejscu w rankingu FIFA – niżej niż Liechtenstein. Od tamtego czasu awansowała o 83 pozycje, wyprzedza dziś Francję i Polskę. Po raz pierwszy jest najwyżej notowana spośród wszystkich skandynawskich państw.
Gdy federacja zatrudniała Szweda, oczekiwania nie były wielkie. – Nie postawiono przede mną żadnego zadania – mówił szkoleniowiec w rozmowie z „Guardianem" jesienią 2013 roku. – Nie podjąłbym się jednak tej pracy, gdybym nie uznał, że to ciekawa grupa piłkarzy.
Islandia podbiła serca kibiców już w eliminacjach do mistrzostw świata w Brazylii. Zajęła drugie miejsce w grupie (Szwajcaria, która pojechała na mundial, Słowenia, Norwegia, Albania, Cypr) i dopiero w barażach z Chorwacją straciła szansę wyjazdu na mundial. Gdy jednak rozpoczynały się kwalifikacje do Euro, mało kto dawał szanse zimnej wyspie (przez pół roku średnia temperatura wynosi poniżej zera).