Trzynasta runda MŚ okazała się pechowa dla najlepszego zespołu w stawce. Przez cały weekend Lewis Hamilton i Nico Rosberg nie mogli znaleźć recepty na rywali. Ich „Srebrne Strzały" wyraźnie ustępowały samochodom Ferrari i Red Bulla.
Ekipa Mercedesa nie potrafiła odpowiedzieć, dlaczego ich konstrukcja, która w tym sezonie była najszybsza w każdej sesji kwalifikacyjnej, a dwa tygodnie temu na włoskiej Monzy miała dwie dziesiąte sekundy przewagi na okrążeniu, tym razem była wolniejsza aż o ponad półtorej sekundy.
Po sromotnej porażce w sobotnich kwalifikacjach pierwszy i drugi kierowca klasyfikacji MŚ ustawili swoje samochody dopiero w trzecim rzędzie, mając przed sobą dwa bolidy Ferrari i dwa Red Bulla.
Mercedes nie spodziewał się cudów w wyścigu: wszystko, na co stać było Rosberga, to czwarta lokata. Z Hamiltonem było jeszcze gorzej, bo mistrz świata pierwszy raz w tym sezonie nie dojechał do mety. Jeszcze przed półmetkiem pojawiły się problemy z ciśnieniem turbosprężarki i po kilku okrążeniach pokonanych w ślimaczym tempie lider MŚ zaparkował w garażu.
Wyścig toczył się pod dyktando Vettela. Kierowca Ferrari na pierwszych okrążeniach odskoczył od Daniela Ricciardo, ale Red Bull Australijczyka łagodniej obchodził się z oponami. Nic jednak nie wyszło ze strategicznego pojedynku dwóch byłych partnerów z zespołu, bo obie serie wymiany ogumienia odbyły się w czasie neutralizacji. Najpierw Nico Hulkenberg zderzył się z wyjeżdżającym z alei serwisowej Felipe Massą, wylądował w barierze i reszta stawki jak jeden mąż zjechała na zmianę opon. Ricciardo liczył jeszcze na drugą rundę pit stopów, bo gdyby trzymał się blisko lidera, mógłby spróbować go przechytrzyć i po zjeździe o jedno okrążenie wcześniej przeskoczyć przed niego na świeżych oponach.