Przed ostatnią prostą eliminacji wiadomo, że w przyszłorocznych mistrzostwach oprócz gospodarzy – Francuzów, zagrają Anglicy, Islandczycy, Czesi i Austriacy. Już dziś dołączyć do nich mogą zespoły Portugalii, Danii, Irlandii Północnej, a nawet Albanii.
Portugalczykom do awansu z grupy I wystarczy remis w spotkaniu z Danią w Bradze. Niemal dokładnie rok temu zwyciężyli w Kopenhadze 1:0 po bramce Cristiano Ronaldo w piątej minucie doliczonego czasu. Ten sam październikowy wieczór został jednak zapamiętany głównie z powodu awantury w Belgradzie.
Gdy Serbia gra z Albanią, wystarczy iskra, by wzniecić pożar. Okazał się nią dron latający nad boiskiem z przyczepioną flagą z mapą Wielkiej Albanii (ruch dążący do zjednoczenia wszystkich etnicznych Albańczyków w obrębie jednego państwa) oraz albańskim godłem. Kiedy jeden z zawodników gospodarzy przechwycił flagę, zaczęła się regularna bitwa.
Bili się piłkarze, z trybun rzucano race i różne przedmioty, a reprezentacja gości musiała się ratować ucieczką do szatni. Mecz został przerwany (przy stanie 0:0), bo sędzia Martin Atkinson nie był w stanie zapanować nad wydarzeniami. UEFA najpierw przyznała walkower Serbom, ale w lipcu Trybunał Arbitrażowy ds. Sportu podważył jej decyzję i trzy punkty zyskali Albańczycy.
Swój los mają teraz we własnych rękach. Czemu miałoby im się nie udać? Pokonali na wyjeździe Portugalię, nie przegrali ani razu z Danią. Są w tak znakomitej sytuacji, że nawet remisy w dwóch pozostałych spotkaniach (dzisiaj z Serbią oraz w niedzielę w Armenii) mogą im nie odebrać awansu. Pod warunkiem że Duńczycy przegrają w Bradze. Jeśli zwyciężą, a Albania nie, to w Kopenhadze strzelą już w czwartek korki od szampana.