Wtorkowy wieczór w Amsterdamie może być jednym z najsmutniejszych w historii holenderskiego futbolu. Piłkarzom Danny'ego Blinda nic nie da pokonanie Czechów, jeśli Turcy wywalczą u siebie choćby punkt w meczu z Islandią, podobnie jak Czechy już pewną awansu.
To byłaby ironia losu, gdyby Oranje, brązowi medaliści mundialu w Brazylii, nie zakwalifikowali się na Euro pierwszy raz od 1984 roku akurat wtedy, gdy Michel Platini otworzył drzwi do turnieju dla połowy Europy, zwiększając liczbę finalistów z 16 do 24.
Trzeba jednak przyznać, że nad przepaścią znaleźli się na własne życzenie. W grupie A byli lepsi tylko od Łotwy i Kazachstanu (po dwa zwycięstwa), z Islandią ponieśli dwie porażki, Turcji wyrwali zaledwie punkt, a pierwsze spotkanie z Czechami przegrali w Pradze 1:2, tracąc gola w doliczonym czasie.
Jakby tego było mało, na finiszu rywalizacji dopadła ich plaga kontuzji. – To ekstremalna sytuacja. Nie mogę skorzystać z około 15 zawodników – rozpaczał Blind po meczu w Astanie, w którym na boisko posłał czterech debiutantów.
W sobotę awans świętowali Włosi (3:1 z Azerbejdżanem), Belgowie (4:1 z Andorą) i pierwszy raz Walijczycy. Nie przeszkodziła im nawet przegrana w Bośni (0:2), bo Cypr odebrał punkty Izraelowi (2:1) i włączył się w grupie B do zaciętej walki o baraże (szanse mają także Bośnia i Hercegowina oraz Izrael).