Co łączy Granita Xhakę, Xherdana Shaqiriego, Valona Behramiego, Admira Mehmediego i Blerima Dżemailiego? Wszyscy grają w pomocy i są potomkami albańskich imigrantów. Równie dobrze mogliby być gwiazdami przyjętej niedawno do piłkarskiej rodziny reprezentacji Kosowa. FIFA dała zielone światło do zmiany barw. Kto wie, czy w meczu z Polską Szwajcaria nie wyjdzie po raz ostatni w takim składzie.
Jesienią Kosowo wystartuje w eliminacjach do rosyjskiego mundialu, zostało dołączone do grupy z Chorwacją, Islandią, Ukrainą, Turcją i Finlandią. Shaqiri już zapowiedział, że ewentualne powołanie rozważy. Przywiązanie do kraju przodków podkreśla przy każdej okazji, po wygranym finale Ligi Mistrzów z Bayernem (2013) biegał po boisku z flagą Kosowa. Jej miniaturę ma też namalowaną na bucie.
Szwajcarzy z importu
Obco brzmiących nazwisk w szwajcarskiej kadrze jest dużo więcej. Johan Djourou urodził się w Abidżanie (Wybrzeże Kości Słoniowej), w żyłach jego kolegi z obrony Ricardo Rodrigueza płynie krew hiszpańska i chilijska, pomocnik Gelson Fernandes pochodzi z Republiki Zielonego Przylądka, a w ataku grają na zmianę Bośniak Haris Seferović i Kameruńczyk Breel Embolo. W podstawowej jedenastce miejsce ma tylko trzech rdzennych Szwajcarów: bramkarz Yann Sommer oraz obrońcy Stephan Lichtsteiner i Fabian Schaer. Nawet selekcjoner Vladimir Petković jest pół-Bośniakiem, pół-Chorwatem urodzonym w Sarajewie.
53-letni Petković w 2013 roku zdobył Puchar Włoch z Lazio, to dotychczas najważniejsze trofeum w jego trenerskim CV. Reprezentację Szwajcarii przejął po mundialu w Brazylii z rąk Ottmara Hitzfelda. Jednym z jego pierwszych meczów był sparing z Polską we Wrocławiu, zakończony remisem 2:2. Trudno wyciągać z niego wnioski, bo zarówno Petković, jak i Adam Nawałka poświęcili ten wieczór na eksperymenty.
Kompleksów przed sobotnim spotkaniem mieć nie powinniśmy, ze Szwajcarią mierzyliśmy się dziesięć razy i doznaliśmy tylko jednej porażki – w 1976 roku.