Hat-trick Roberta Lewandowskiego, świetna gra Kamila Grosickiego, który wypracował dwie bramki, i zaskakująco pewna postawa Thiago Cionka, o którego występ drżało tak wielu. To dobre informacje po meczu na Stadionie Narodowym i zwycięstwie 3:2 nad Danią. Równie dobre i ważne jest to, że reprezentacja Polski nie pozwoliła Duńczykom (którzy pierwszy mecz wygrali, podczas gdy zawodnicy Adama Nawałki tylko zremisowali w Kazachstanie 2:2) uciec w tabeli i znowu kontroluje sytuację w grupie.
Są jednak też i wiadomości gorsze – i dotyczą właśnie kontroli. Po raz kolejny Polacy byli o krok od utracenia prowadzenia, po raz kolejny stracili w drugiej połowie dwa gole. Tym razem skończyło się jednak na happy-endzie, ale z całą pewnością Adam Nawałka problem dostrzega.
Bohaterem meczu był oczywiście Robert Lewandowski. Napastnik Bayernu jest prawdziwym królem eliminacji. W siedmiu ostatnich kwalifikacyjnych meczach reprezentacji Polski zdobył 12 goli. Dzisiejszym występem dogonił w klasyfikacji wszech czasów czwartego na liście najlepszych strzelców Ernesta Pohla (39 goli). Do prowadzącego w zestawieniu Włodzimierza Lubańskiego brakuje Lewandowskiemu dziewięciu trafień i tylko kwestią czasu jest kiedy zostanie najlepszym strzelcem w historii kadry.
Lewandowski strzelanie rozpoczął od wykończenia doskonałego podania Kamila Grosickiego w 20 minucie. Kwadrans później pewnie wykorzystał rzut karny, a na samym początku drugiej połowy, gdy wielu kibiców nie zdążyło jeszcze wrócić na swoje miejsca, dorzucił trzeciego gola, po tym jak sam przebiegł całą połowę, mimo tego iż trzech duńskich obrońców walczyło z nim o piłkę. Problem w tym, że niemal w tym samym momencie, w którym wydawało się że Polacy urządzą rywalom pogrom, piłkarzom Nawałki jakby odcięło zasilanie.
Najpierw kuriozalny samobójczy gol Kamila Glika, chwilę później drugą bramkę dla rywali zdobył Youssuf Poulsen i końcówka meczu na Stadionie Narodowym znów zmieniła się w nerwówkę. Glik, który w AS Monaco imponuje formą, nie będzie meczu z Danią wspominał miło. Już na początku spotkania popełnił błąd po którym Viktor Fischer znalazł się w doskonałej sytuacji. Później też kilka jego zagrań wywoływało podwyższone ciśnienie 58 tysięcy ludzi na trybunach.