Po piątkowych wyczynach japońskiego mistrza niemieccy kibice mogli stracić nieco wiary w wyczekiwany ponad dwie dekady sukces ich skoczka w Turnieju Czterech Skoczni. Ryoyu Kobayashi skoczył tylko raz na treningu, ale zrobił to tak świetnie (139 m), że zrezygnował z drugiej próby. Potem wszedł na belkę już w kwalifikacjach, w trudnych warunkach poleciał 138 m – znów najwyższa nota i ogólny podziw.
Główny rywal Japończyka – Andreas Wellinger w seriach treningowych zajął siódme i piąte miejsce, w kwalifikacjach był dziewiąty. Wniosek jest jeden – wyprzedzić lidera w takiej formie to zadanie ekstremalnie trudne, nawet jeśli traci się do niego tylko 4,8 pkt.
Czytaj więcej
22 lata czekają Niemcy na zwycięzcę Turnieju Czterech Skoczni. Może nim zostać Andreas Wellinger, choć przed ostatnim konkursem prowadzi Ryoyu Kobayashi.
Polacy nie włączyli się w walkę na szczytach klasyfikacji, ale jako drużyna prezentowali się nieco bardziej solidnie, niż ostatnio. Kilka skoków znacznie powyżej 130 metrów, niezła dynamika i poprawne loty podczas treningów. Cała szóstka raczej bez trudu przeszła kwalifikacje, w których Kamil Stoch był z Polaków najwyżej.
– Ogólnie przyjemny dzień. Oddawałem najbardziej stabilne skoki od początku zimy. Trzy razy skoczyłem na dobrym poziomie. Pojawiła się powtarzalność. Taka solidność jest fajna. Ciekawa sprawa: dziś nawet nieco za wcześnie zaczynałem odbicie, bardzo rzadko mi się to zdarza, a tu musiałem korygować tę sprawę. Pozycja dojazdowa dobrze funkcjonowała, zatem wszystko idzie do przodu. Nie ma co więcej o tym opowiadać. Im mniej myślenia i opowieści, tym lepiej, tu trzeba robić, nie gadać – rzekł, wyraźnie pogodny Kamil Stoch do reportera Eurosportu.