Trudno zaprzeczyć, że Ryoyu Kobayashi ma talent, choć tej zimy przypomniał o nim dość późno. Podobnie jak w poprzednich konkursach PŚ w Sapporo Japończyk znakomicie wykorzystał podmuchy wiatru, jaki rządził wszystkimi skokami na Okurayamie, i, choć to w sporcie czynnik dodatkowy, miał jednak nieco więcej szczęścia do pogody, gdy siadał na belce.
Niełatwo oceniać, z racji kaprysów wiatru, wydarzenia niedzieli na skoczni w Sapporo. Na pewno w ostatnim konkursie weekendu wiało najmocniej i najbardziej nieprzewidywalnie. Jury miało z tym problem, skoczkowie mieli problem, także oglądającym takie zawody trudno było godzić się tym, że - naprzemiennie - oglądali próby wspaniałe, powyżej 140 m, by za chwilę oglądać skoczków spadających zaraz za bulą.
Czytaj więcej
Drugi z japońskich konkursów PŚ przyniósł sukces Stefanowi Kraftowi. Dawid Kubacki był czwarty, Kamil Stoch – ósmy, Piotr Żyła – dziewiąty.
Ryoyu, trzeba mu oddać, dwa razy poleciał pięknie – 141 i 143 m , był poza zasięgiem pozostałych, nawet Halvora Egnera Graneruda, drugiego na podium. Trzeci był, niezauważalny wcześniej tej zimy Marcus Eisenbichler. Mistrz z soboty Strefan Kraft był zaledwie 18. Polacy, jak inni, trafiali z pogodą różnie – względnie dobrze Żyła, zdobył więc, jak niemal co tydzień, miejsce w pierwszej dziesiątce konkursu.
Dawid Kubacki, lider PŚ, po pierwszej serii było szósty (skoczył 137,5 m) z niewielką stratą do miejsca na podium, ale po drugiej próbnie (125 m) mógł tylko machnąć ręką. Spadł na 11. miejsce. Dobrą wiadomością jest to, że cała polska piątka zdobyła pucharowe punkty, chociaż Kamil Stoch z 23. pozycji raczej się nie ucieszył.