Tytułu bronią siatkarze z Kędzierzyna Koźla, którzy wygrali fazę zasadniczą i mają apetyt na kolejne mistrzostwo. Ale Skra myśli podobnie, Trefl z Andreą Anastasim na trenerskiej ławce, też nie odpuści, a Indykpol nie ma nic do stracenia. Ostatni raz w finałowej czwórce, drużyna z Olsztyna była dziesięć lat temu.
– Przed nami ciekawe mecze – mówi „Rzeczpospolitej" Ryszard Bosek, w przeszłości znakomity siatkarz, a później trener. – Zobaczymy, co wymyśli Anastasi, który znalazł wspólny język z chłopakami i potrafi ich zmotywować. W ćwierćfinale byli już nad przepaścią, przegrywali w decydującym, trzecim spotkaniu z Jastrzębskim Węglem 1:2 w setach i 16:20 w czwartym. Doprowadzili jednak do tie-breaka i go wygrali. Pamiętajmy też, że to oni zdobyli Puchar Polski – twierdzi Bosek.
Jego zdaniem szkoda, że play-offy nie są rozgrywane do trzech wygranych meczów, tylko do dwóch. Na przyszłość warto o tym pomyśleć i nieco skrócić fazę zasadniczą.
Skra może mieć ciężką przeprawę z Treflem, który ma nie tylko dużą siłę ognia, ale też umiejętność wychodzenia z opresji. Z mierzącym 208 cm Damianem Schulzem w ataku, z reprezentacyjnymi przyjmującymi Mateuszem Miką (207 cm) i Arturem Szalpukiem (202) oraz jednym z najlepszych polskich środkowych, Piotrem Nowakowskim (206 cm), drużyna z Gdańska może zagrozić każdemu, Skrze również.
Nie jest tajemnicą, że w tym składzie w przyszłym sezonie zespół z Gdańska już nie zagra. Schulz i Mika przenoszą się do Rzeszowa, a Szalpuk wraca do Bełchatowa. Ale zechcą jeszcze udowodnić, że razem stać ich na wiele i pomimo poważnych problemów Trefla na początku rozgrywek (wycofał się Lotos, główny sponsor) decyzja o pozostaniu i grze za mniejsze pieniądze była słuszna.