Pojedynki reprezentacji Polski z Irańczykami zawsze przynosiły sporo emocji i nie inaczej miało być w sobotę. Przedmeczowa atmosfera została nie tyle podgrzana, co doprowadzona do wrzenia za sprawą wypowiedzi Michała Kubiaka na temat irańskich siatkarzy sprzed kilku tygodni.
Na starcie pierwszej partii to Polacy zdołali uciec rywalom na 5:3 po pewnym ataku Tomasza Fornala z lewego skrzydła. Na pierwszą przerwę techniczną biało-czerwoni schodzili wygrywając 8:7. Nasi reprezentaci długo utrzymywali się na prowadzeniu. Po ataku ze środka Karola Kłosa prowadziliśmy 16:14. Tuż po powrocie na parkiet Irańczycy zdołali wyrównać 16:16. Od tego momentu siatkarze Vitala Heynena mieli ogromne problemy z koncentracją. Irańska publiczność znana z tworzenia na hali prawdziwego "piekła", po raz kolejny utrudniała przyjezdnym kłopoty. Polacy przestali kończyć ataki, a nakręconym Irańczykom zaczęło wychodzić wszystko. Ostatecznie gospodarze pewnie zwyciężyli 25:20 po bloku na Kaczmarku.
Druga odsłona to odmieniona gra biało-czerwonych. Aleksander Śliwka wszedł w pole serwisowe i przy jego zagrywce Polacy zdobyli pięć punktów z rzędu. Na pierwszą przerwę teczniczną nasi schodzili wygrywając 8:3 po technicznym ataku Bartosza Kwolka z lewej strony. Gospodarze mozolnie odrabiali straty z początku partii i po kilku akcjach zdołali zniwelować straty do dwóch punktów - 13:15. Na drugą przerwę techniczną nasi siatkarze udali się, ponownie odskakując rywalom na cztery oczka - 16:12. Atmosfera w hali w Urmii jakby przestała robić takie wrażenie na Polakach jak w pierwszej partii. Końcówka należała do naszych, świetnie spisywał się Kwolek, który zdobył sześć punktów przy ponad 80-procentowej skuteczności w ataku. Druga partia skończyła się wynikiem 25:21 dla biało-czerwonych - relacjonuje Onet.
Po zmianie stron obie ekipy za wszelką cenę nie chciały dać odskoczyć przeciwnikom. W długich, ofiarnych wymianach lepiej radzili sobie biało-czerwoni i na pierwszą przerwę techniczną schodzili prowadząc 8:6. Chwilę później entuzjazm irańskich fanów osłabł po dwóch efektownych blokach Polaków, co dało wynik 10:6. Sygnał do ataku dał największy gwiazdor Iranu, rozgrywający Saeid Marouf. Kibice ponownie dali o sobie znać i gospodarze momentalnie poprawili swoją grę. Na drugą przerwę techniczną nasi co prawda wygrywali, ale zaledwie jednym punktem - 16:15. Tuż po wznowieniu Heynen wpadł w szał po tym, jak Milad Ebadipour jego zdaniem dotknął siatki przy próbie bloku, a arbiter po wideoweryfikacji wskazał na punkt dla rywali. Warto nadmienić, że sędziowie tylko w trakcie dwóch pierwszych setów zdążyli popełnić kilka ewidentnych pomyłek. Decydująca faza trzeciej partii była pokazem siły naszej reprezentacji i udowodnieniem, dlaczego to właśnie Polska wygrała dwie ostatnie edycje mistrzostw świata. Pomimo zupełnie zmienionego składu względem zeszłego, "złotego" dla nas sezonu, biało-czerwoni w iście mistrzowskim stylu rozprawili się z Irańczykami, wygrywając 25:18.
Początek czwartej partii to ciąg dalszy siatkówki na najwyższym światowym poziomie. Efektowna wymiana ciosów z obu stron dawała wrażenie, jakby obie ekipy walczyły nie o kolejne zwycięstwo w Lidze Narodów, a medal igrzysk olimpijskich. Irańczycy na pierwszej przerwie technicznej wygrywali 8:7. Po powrocie nasi wyrównali na 8:8, ale po chwili dali się zaskoczyć i stracili kilka punktów w niezwykle istotnym momencie meczu. Na drugą przerwę gospodarze schodzili prowadząc aż 16:11. Tuż po powrocie gra Irańczyków wciąż się nakręcała, podobnie jak atmosfera na trybunach i różnica punktów jeszcze bardziej się uwidoczniła. Po świetnym ataku po prostej Amira Ghafoura Irańczycy prowadzili 21:14, a nasi siatkarze powoli godzili się z myślą o konieczności rozegrania piątego seta. Ostatecznie gra biało-czerwonych kompletnie się posypała i oddaliśmy czwartą odsłonę bez walki 25:17.