W tej sytuacji niedzielne spotkanie Polaków z Portugalią nie miało już znaczenia (Polacy wygrali 3:0).
Vital Heynen, belgijski trener naszej reprezentacji, choć zmieniał skład w każdym meczu, znów triumfował. Dla niego Liga Narodów jest poligonem doświadczalnym przed najważniejszymi imprezami sezonu. Tak było też przed rokiem i polscy siatkarze dobrze na tym wyszli, wygrywając mistrzostwa świata.
Tym razem najgroźniejsi rywale Polaków w drodze do Chicago, Włosi i Kanadyjczycy, stracili swoje szanse na rozgrywanym w ten weekend turnieju w Brazylii. Włosi przegrali tam z Francją, a Kanadyjczycy z gospodarzami (Canarinhos już wcześniej mieli zapewniony awans) i pogrzebali swoje szanse.
Dla naszych siatkarzy w tej sytuacji najważniejszy był mecz z Niemcami. Polacy wcześniej pokonali Japonię, więc wygrana z gospodarzami oznaczała awans do Final Six Ligi Narodów. Po dwóch setach był remis 1:1, ale w dwóch kolejnych górą byli już mistrzowie świata dowodzeni przez Heynena, byłego trenera Niemców.
Reprezentacja Polski zagrała w składzie dalece odbiegającym od tego, w którym sięgnęła po tytuł, ale takie są te rozgrywki. Większość drużyn traktuje je podobnie, ale to Heynen jest największym magikiem. Wciąż coś zmienia, przestawia, sięga po siatkarzy mniej znanych i wygrywa. Oby tak dalej.