Kiedy w czwartym secie siatkarze z Olsztyna prowadzili 10:4, wydawało się, że tie-break jest pewny. Mistrzowie Polski, a szczególnie Dawid Murek, mieli poważne problemy z przyjęciem, co dawało realne szanse na wygranie tej partii.
Ale Murek nawet gdy nie jest w najwyższej formie, potrafi wyciągnąć asa z rękawa. Serwował tak, że rywale zupełnie się pogubili i stracili siedem punktów w jednym ustawieniu. Z 10:4 dla AZS zrobiło się 11:10 dla Skry.
Później swoje trzy grosze dołożył Mariusz Wlazły i goście uciekli na trzy punkty (19:16). Nękany finansowymi kłopotami AZS jednak się nie poddawał. Po ambitnej pogoni najpierw doprowadził do remisu (19:19), a po ataku Fina Olli Kunnariego wyszedł na prowadzenie 20:19. I nie było to jedyne prowadzenie w końcowej fazie tego seta.
Olsztyn miał nawet setbola (24:23), ale cios w plecy zadał byłym kolegom środkowy Marcin Możdżonek, jeszcze niedawno siatkarz AZS. Chwilę później w polu zagrywki stanął Wlazły i zrobił to, co potrafi najlepiej. Huknął dwa razy tak, że nie było widać piłki, i mecz się skończył.
– Wlazły nie tylko jest mistrzem ataku, ale przede wszystkim serwisu. Przy takiej zagrywce nie ma szans na skuteczny odbiór. Nie mam więc najmniejszych pretensji do przyjmujących – mówił po zakończeniu spotkania trener drużyny z Olsztyna Mariusz Sordyl, który mimo porażki nie ma powodów do rozpaczy.