– Jeśli wygramy wreszcie pierwszego seta, to być może napędzimy jeszcze Skrze strachu – mówili siatkarze Resovii pytani o szanse w tym meczu. Ljubomir Travica, Chorwat z włoskim paszportem, trener drużyny z Rzeszowa, zwracał uwagę, że jego drużyna, która od czterech lat nie wygrała ze Skrą nawet jednego seta, ma prawo mieć kompleks rywala.
Krzysztof Ignaczak, reprezentacyjny libero Resovii, zagadnięty, dlaczego pierwsze dwa mecze Resovia przegrała tak szybko, powiedział: – Zadecydowała głowa. Na pewnym poziomie ona jest najważniejsza. Jeśli nie wierzysz, że jesteś lepszy i w każdej sytuacji dasz sobie radę, to przegrasz. I tak było z nami. Gdyby pierwszy set w pierwszym meczu z Bełchatowie (26:24 dla Skry) zakończył się naszą wygraną, być może przebieg tego finału byłby inny. Tym razem wątpliwości w pierwszej partii nie było, choć Resovia do stanu 14:14 toczyła wyrównaną walkę. Później jednak stało się to, co zazwyczaj dzieje się, gdy silniejszy gra ze słabszym. Siłę ataku pokazał Mariusz Wlazły i nie pomogły kaskaderskie popisy Ignaczaka. Wlazły, Stephane Antiga czy Dawid Murek potrafią, kiedy trzeba, nacisnąć na gaz i odjechać bezradnemu rywalowi. Travica w końcówce seta wpuścił na boisko Pawła Papkego, dając odpocząć Mikko Oivanenowi, ale wynik był już przesądzony. Skra wygrała 25:21.
Wiara rzeszowskich kibiców wróciła po drugiej, wygranej przez Resovię partii. Wlazły i Murek atakowali po autach, cały czas goniąc uciekającego rywala. Gospodarze prowadzili 15:9, 16:12, a Skra chwilami zbliżała się niebezpiecznie blisko – 16:18, 22:24, choć kilka minut wcześniej przewaga Resovii (24:18) właściwie gwarantowała już wygraną. I kto wie, jaki byłby koniec, gdyby nie kolejna, jedna z wielu, autowa bomba Wlazłego.
Problem takich drużyn jak Resovia tkwi jednak w tym, że tacy gracze jak Wlazly nie mogą mylić się bez końca. Najczęściej jednak trafiają tam, gdzie trzeba. Tak było w trzecim, decydującym o losach tego spotkania i mistrzostwie Polski secie.
Prowadzili raz jedni, raz drudzy, swoje dobre czasy przypomniał sobie Krzysztof Gierczyński, w dobry rytm wpadł wreszcie Oivanen, ale Wlazły, Antiga i Marcin Możdżonek nie pozwalali gospodarzom cieszyć się zbyt długo. Skra prowadziła 23:20, ale Resovia po ataku Oivanena miała tylko punkt (23:24) straty. Wtedy właśnie kropkę postawił Wlazły, atakując skutecznie z bardzo trudnej pozycji.