Kiedy wracali z Japonii ze srebrnym medalem mistrzostw świata (2006), witały ich tłumy, a prezydent Lech Kaczyński wręczał im ordery. Minęły prawie trzy lata, siatkarze tego sukcesu już nie powtórzyli, ale nic się nie zmieniło, wciąż są uwielbiani.
Ostatnie dwa mecze z Brazylią w nowej hali w Łodzi obejrzało 25 tysięcy ludzi. Bilety sprzedano w dwa dni. A przecież w tym roku nowy trener reprezentacji Daniel Castellani traktuje Ligę Światową jako poligon doświadczalny.
[srodtytul]Rekordy oglądalności [/srodtytul]
Nie grają srebrni medaliści mistrzostw świata, którzy dostali wolne na podreperowanie zdrowia, tylko młodzież. We Wrocławiu kilka dni temu było podobnie. Hala Stulecia pękała w szwach, choć Wenezuela nie jest atrakcyjnym rywalem. A przecież 11 lat temu, gdy Andrzej Gołota wracał do Polski, by walczyć tam z Timem Witherspoonem, część biletów trzeba było rozdać, bo zabrakło chętnych.
Siatkarski serial jednak wciąż fascynuje. Zaczyna się rozgrywkami ligowymi i walką o krajowy prymat, później są mecze reprezentacji. Na Ligę Światową ludzie czekają miesiącami. W kraju, gdzie sukces nie tylko sportowy wciąż jest na kartki, wystarczy iskra, by rozniecić płomień. Polski Związek Piłki Siatkowej wspólnie z Polkomtelem, głównym sponsorem, i telewizją to zrobili. – Złote medale dziewczyn i srebro chłopców tylko dolały oliwy do ognia. Ludzie pokochali siatkówkę jeszcze mocniej i niech tak zostanie jak najdłużej – mówi prezes PZPS Janusz Przedpełski.