[b]Rz: Czego oczekuje pan po występie polskich mistrzów Europy w turnieju zaczynającym się w środę w Osace i Nagoi?[/b]
[b]Daniel Castellani:[/b] Jak zawsze, dobrej gry. Ten turniej to kolejna szansa, by potwierdzić, że złoty medal w Izmirze nie był przypadkowy. Zagramy tam o prestiż, bo za zwycięstwa w Pucharze Wielkich Mistrzów nie zdobywa się przecież punktów do rankingu FIVB. Ze sportowego punktu widzenia nie ma on więc większego sensu. Mamy koniec roku, rozgrywki ligowe, które musimy przerwać, by lecieć na drugi koniec świata, zaledwie trzydniowe przygotowania za sobą, do tego dojdzie zmęczenie długą podróżą. Minusów jest dużo, ale pamiętajmy, że światowej federacji też coś się należy, w puli nagród są 2 miliony dolarów, to przecież jeszcze jedna dobra promocja siatkówki, a nie wszyscy mają z tym turniejem tyle problemów co my. Dla Brazylijczyków, Kubańczyków i Japończyków będą to przecież najważniejsze zawody w tym roku.
[b]A dla polskiej reprezentacji właśnie te drużyny będą najtrudniejszymi rywalami?[/b]
Brazylia to od lat klasa sama w sobie, będzie więc okazja raz jeszcze przymierzyć się do zwycięstwa. Głodni sukcesu Kubańczycy stanowią nie mniejsze zagrożenie. Nieco słabsza Japonia będzie mieć za to publiczność po swojej stronie, a w meczu z nami dodatkowy atut, bo zagramy z nimi na drugi dzień po przylocie. Nie lekceważyłbym też Iranu. Juniorzy tego kraju zdobyli mistrzostwo świata, wygrywając z Brazylią, a podczas ostatnich Klubowych Mistrzostw Świata ich najlepszy zespół Paykan Teheran wygrał z mistrzem Brazylii Cimedem Florianopolis.
[wyimek]Jeśli zabraknie nas na podium, będę wściekły. Plan minimum to trzecie miejsce[/wyimek]