Zadecydowały dwa, wysoko przegrane (0:3, 1:3) spotkania z Kubą w miniony weekend w Łodzi. Przed rozpoczęciem rozgrywek w grupie D wydawało się, że pierwsze miejsce w grupie jest w zasięgu Polaków, że uda się wyjść z serii meczów z Kubańczykami z dodatnim bilansem. Tym bardziej że wyjazd do Hawany przyniósł mistrzom Europy aż cztery punkty (porażka 2:3 i niespodziewane zwycięstwo 3:0). Nic z tych ambitnych planów nie wyszło. Młody kubański zespół rozbił Polaków przed ich własną, wierną publicznością i odebrał resztki nadziei na udział w Final Six.
Fatalna, niestety, była również inauguracja grupowej rywalizacji – z Niemcami w Stuttgarcie. Z tymi samymi Niemcami, których Polska bez problemów ograła w ubiegłorocznych mistrzostwach Europy. Tym razem role się odwróciły, a starcie dwóch argentyńskich trenerów (Raul Lozano – Niemcy, Daniel Castellani – Polska) wygrał dwukrotnie ten pierwszy. Tego, że Polska jest w siatkarskim rankingu wyżej od Niemców, zupełnie nie było widać. Dowodzona przez Lozano drużyna nie miała wobec naszych mistrzów żadnych kompleksów i odprawiła ją ze Stuttgartu z kwitkiem. Potem była daleka podróż do Argentyny i planowane zwycięstwa na otarcie łez nad „chłopcem do bicia” grupy D – drużyną, która w tej grupie wszystkim oddaje punkty. Nie wypadało ich nie wziąć.
Z Niemcami chłopcy Castellaniego grają teraz w Katowicach o honor i osiągalne jeszcze drugie miejsce. Biletów do Cordoby ono wprawdzie nie daje, ale lepsze samopoczucie – na pewno tak. Urzędującym mistrzom Europy nie powinien bowiem wystarczać potwierdzony po raz kolejny fakt, że u siebie grają przed najliczniejszą w Lidze Światowej widownią. Podczas ich meczów z Kubą padł bowiem rekord frekwencji tej edycji prestiżowych rozgrywek: w łódzkiej Atlas Arenie zgromadziło się odpowiednio 12693 oraz 12782 widzów. Niektórzy nie wytrzymali do końca smutnych dla Polaków spotkań. Tego jeszcze nie było...
Plamę trzeba zmazać w gorącym katowickim Spodku. Tam też przyjdzie sporo ludzi. Będą czekali na mocny rewanż za Stuttgart i wypatrywali wyższej niż dotąd formy swoich ulubieńców. Forma musi zwyżkować, bo we wrześniu we Włoszech impreza w tym roku najważniejsza – mistrzostwa świata. Tam jedziemy bronić srebrnych medali sprzed czterech lat albo – może – walczyć o coś więcej?
A finał Ligi Światowej przegrany. Znów nie dla nas. Było, minęło.