Stephane Antiga, trener naszych siatkarzy, narzekał wprawdzie na ich postawę w spotkaniach z Iranem i Wenezuelą, ale tłumaczył również, że dobrze wie, jak trudno utrzymać koncentrację w rywalizacji ze słabszymi zespołami, które robią wszystko, by pokonać mistrzów świata.
Tak naprawdę jest chyba lepiej, niż można się było spodziewać. Pięć meczów, pięć zwycięstw i drugie miejsce w tabeli, ze stratą zaledwie jednego punktu do USA. Gdyby tak zostało, to Polacy zapewniliby sobie w Japonii awans na przyszłoroczne igrzyska w Rio de Janeiro. Ale za nimi dopiero pierwszy odcinek maratonu, najeżony wprawdzie realnymi trudnościami (Rosja, Iran, Argentyna), jednak najważniejsze dopiero przed drużyną Antigi.
W Toyamie też nie będzie łatwo. Kanada, Egipt i Australia nie należą wprawdzie do siatkarskich potęg, ale wystarczy słabszy dzień, problemy z koncentracją i mogą być kłopoty.
Z Australią, która w tym turnieju zajmuje dziesiąte miejsce, nasi siatkarze doznali przecież wstydliwej porażki na igrzyskach w Londynie (2012). Drużyna z Antypodów ma w składzie najlepiej punktującego zawodnika Pucharu Świata Thomasa Edgara, który w meczu z Egiptem zdobył 50 punktów. Gdy taki killer wpadnie w trans, to bywa, że robi się nerwowo.
Wcześniej jednak, bo już w środę, Polakom przyjdzie się zmierzyć z ósmą w tabeli Kanadą. Mistrzowie świata będą oczywiście faworytem, ale warto przypomnieć sobie sobotni mecz z Wenezuelą, by mieć świadomość, że niczego do końca nie można być pewnym, a na prezenty nie ma co liczyć.